Site icon Izerski Włóczykij

Górski, podróżniczy rok 2022

Wszystkiego górskiego, podróżniczego, odkrywczego w Nowym 2023 Roku!
O ile poprzednie lata były bardziej izerskie, o tyle rok 2022 był bardzo różnorodny pod względem gór i odwiedzanych przeze mnie miejsc. Poprzeczka została zawieszona naprawdę wysoko, ale było warto. A skąd tyle zdjęć ze znajomymi? Bo to wspólne chwile w dobrych miejscach nadają życiu smak.

Początek roku obfitował w…lenistwo. Mimo świetnych warunków śniegowych, jakoś niechętnie zaczynałem swoją przygodę z biegówkami. Dopiero przełom stycznia i lutego pchnął coś do przodu. Symbolem tego było moje pierwsze spotkanie z izerskim wilkiem, w połowie lutego, gdy jechałem przez Czerniawę do czeskich Hejnic. Później przyszła pora na pierwszy tegoroczny wyjazd – w Beskid Żywiecki, gdzie marcowa zima trzymała w najlepsze. Słoneczna pogoda w połączeniu z lśniącym białym puchem oraz panoramami z tamtejszych hal, dały wspaniałą dawkę górskich wrażeń. Hala Lipowska, Rysianka, Wielka Rycerzowa. Myślę, że warto tam zajrzeć o różnych porach roku. Niepozorne, ale emocjonujące. Po drodze fotografowałem kolejny Bieg Piastów – zdjęcia wyszły na tyle dobre, że skorzystała z nich sama Justyna Kowalczyk.

W kwietniu zajrzałem na Śnieżnik w Kotlinie Kłodzkiej. Kolejne nowe górskie miejsce. Jak sama nazwa zobowiązuje – było śnieżnie. Przy okazji można było poznać urocze Międzygórze. Maj to kolejne wycieczki, raczej bliższe. Miesiąc urodzin autora bloga, które spędziłem z przyjaciółmi – a jakże – w górach. Konkretnie w Gierczynie i w ulubionym Domku pod Orzechem. Ognisko, zachód słońca, dobrzy ludzie wokół. Wiele nie trzeba do szczęścia.

Koniec maja to wyjazd na warsztaty astrofotograficzne w Bieszczady – do wymarłej wioski zwanej Grąziowa. Poznałem tam fantastycznych ludzi i mimo niesprzyjających prognoz, udało się trafić jedną bezchmurną noc. To najciemniejsze niebo w Polsce. Zero poświaty nad horyzontem, totalne odludzie. I to wycie wilków w dolinie za nami!

Chwila przerwy i kilka dni później byłem w drodze do Włoch, w Dolomity. Przygoda roku, zdecydownie. Pogoda wymarzona, jeszcze przed sezonem turystycznym, noclegi na 1600 m n.p.m., wędrówki na 2800 – 3152 m. Wspaniała lokalna kultura, kuchnia, raj dla ciekawych świata.

Lipiec upłynął pod znakiem (w końcu!) okienka pogodowego w Górach Izerskich, dzięki czemu mogłem w końcu ruszyć na nocne astrofotograficzne wypady pod Chatkę Górzystów. To miejsce po zmroku wchodzi w zupełnie inną czasoprzestrzeń. Zegarki stają, ogniska płoną, turyści przy ognisku przypominają wędrowców sprzed tysięcy lat.

Sierpień to rowery. Zacząłem więcej jeździć po lokalnych szosach, a już na początku miesiąca zupełnie przypadkiem wkręciłem się w Gravmageddon, czyli karkonosko-izerski maraton rowerowy. Nie były to typowe wyścigi. Atmosfera, którą wytworzyli organizatorzy i zawodnicy zdecydowanie była najlepszą wartością tego wydarzenia. To były pierwsze fotografowane przeze mnie wyścigi rowerowe, a zdjęcia wyszły naprawdę dobre. Ile emocji, wspomnień i dobrych znajomości, piękna sprawa!

Wrzesień był przeze mnie długo wyczekiwany ze względu na 2-tygodniowy urlop pracowniczy. Bieszczady – ulewne, błotniste, puste. Przemoczony na połoninach, szukający wymarłych wsi w podkarpackich dolinach, próbujący naleśnika w Chacie Wędrowca i kawy w zatwarnickim Końkrecie. Pieniny – Jasielnik. Zapiszcie sobie to miejsce. Koniec świata, prosto na szlak, wspaniali gospodarze i pyszna kuchnia. Wysoki Wierch dał takie panoramy, na Tatry, że nawet w niepogodę byłem pod wrażeniem. Później jeszcze zajrzałem do przyjaciół w Łodzi i Lublinie.

Październik zaciągnął mnie w słowackie Tatry Zachodnie i na Czerwone Wierchy, gdzie dorwał mnie najprawdziwszy halny. Czasem warto dać się przetargać górom, żeby jeszcze poczuć, że żyjemy i zwiedzamy świat. Listopad to karkonosko-izerskie szlaki. Grudzień to moje pierwsze biegówki i szybkie skorzystanie z zimy, która w Sylwestra zmieniła się w wiosenne 18 stopni. To również dość niespodziewany wyjazd do Belgii, gdzie na zaproszenie europosłanki Janki Ochojskiej zwiedzałem Brugię, Brukselę i siedzibę europejskich władz. Przy okazji poznałem fantastycznych ludzi dobrego serca. A degustacje frytek, czekolady, gofrów i piwa niech zostaną moją słodką tajemnicą 🙂

Dziękuję, że czytaliście bloga w 2022 roku. To dla Was ten górski pamiętnik i wirtualna inspiracja. Nie mogę się nadziwić, ile osób czyta bloga. Większości z Was nie znam osobiście. Trochę jak w radio.

Exit mobile version