Schronisko Orle i wędrówka pod gwiazdami


Droga Mleczna i światła schroniska Orle

10 lipca – ten dzień był pierwszym w 2021 roku, kiedy w dzień wolny od pracy, w nowiu, przy bezchmurnym niebie mogłem się wybrać na pierwszą tegoroczną wędrówkę po Izerskim Parku Ciemnego Nieba. Pogoda w ostatnich miesiącach igra z moją cierpliwością i mówi sprawdzam przy każdym kolejnym nowiu. Sobotni wieczór. Wiem, że nocne niebo zapowiada koncertowy wieczór. Pakuję sprzęt foto i jadę do Jakuszyc…

W „Jakucji”, znanej z Biegu Piastów i surowego klimatu, byłem około 20.00 z hakiem. Zostawiłem auto tuż przy wyjściu w góry, na parkingu Biegu. Do kilku stojących aut wracali ostatni, nieliczni turyści. Wyglądali na zdziwionych moim, przeciwnym do ich, kierunkiem marszu. Zaraz zachód słońca, a ten gość z jakimś dziwnym przyrządem z poziomicą idzie w góry na noc? Czy to polski przedsiębiorca, desperat, czy inny szaleniec? „Dzień dobry” mówione na szlaku wskazywało na niemałe ich zdziwienie, ale też swojego rodzaju podziw i ciekawość. Samotny wędrowiec, ubrany na cebulkę, z plecakiem i statywem foto szedł dziarsko przed siebie. Wkrótce ujrzał przed sobą koniec świata. Ziemia zdawała się urywać i nie mieć końca. Drzewa rozstąpiły się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. To właśnie „Samolot” – długa leśna autostrada, wypełniona szutrem i roztaczająca niezapomnianą przestrzeń. Najprostsza i najkrótsza droga z Jakuszyc do schroniska Orle, które było celem włóczykija. Dalej partnerowało mu już tylko zachodzące słońce i coraz niższa temperatura.

Do Stacji Turystycznej Orle dotarłem około 21.30. Za późno na zachód, za wcześnie na gwiazdy. Usiadłem przy jednym ze stołów na „dziedzińcu” dawnej leśnej, górskiej huty szkła. Kilka metrów przede mną ognisko i turyści z różnych stron Polski. Za mną kilku gości nuciło coś pod nosem przy dźwiękach gitary jednego z nich. Para po trzydziestce jeździła palcem po mapie, a między stołami krzątał się pan Staszek Kornafel – gospodarz schroniska. Słuchałem, oglądałem, cieszyłem się chwilą. W końcu komary i chłód przegnały mnie do wnętrza. Usiadłem w głównej sali, karmiąc się opowieściami ludzi gór, przeczekując w cieple do zmierzchu.

Dobro polega na tym, że gdy dwójka turystów nocująca nieopodal, za wzgórzem, nad rzeką graniczną, traci rozpałkę, to gospodarz schroniska daje im kilka opakowań po jajkach i ratuje im ciepłą, magiczną, izerską noc.

Pomnik szklarza, który pracował tu kiedyś pod zapewne jeszcze ciemniejszym niebem.

Wkrótce przeniosłem się do sali, z której jeszcze lepiej było widać ciemniejące niebo, a przy okazji mogłem przyglądać się imprezie przy stołach i posiedzeniu mędrców przy ognisku. Czekałem tam od 22.00 do 23.00. Cisza, spokój, coraz więcej refleksji. Niebo zapełniało się gwiazdami odwrotnie proporcjonalnie do mojej cierpliwości, ale skoro już tu jestem, skoro taka schroniskowa atmosfera dookoła…Niczym dziki zwierz wychyliłem nos z przyjemnego gniazda i poczułem przypływ chłodu i czarną noc nad głową. Najwyższa pora by rozpocząć gwiezdne polowanie. Przemykałem po cichu między stołami, krążyłem dookoła schroniska, wzbudzając ciche szepty i zaciekawienie. Wyglądałem jak pijany geodeta, który przedawkował apap dzień w noc.

Ratrak czeka na chłodniejsze dni, podziwiając widok Drogi Mlecznej nad Izerskimi

Światła schroniska Orle trochę utrudniały mi fotograficzne spojrzenie na ten astronomiczny spektakl izerski. Postanowiłem jeszcze cyknąć kilka ujęć przy…saunie. Bo ze schroniska można przejść do sauny, wygrzać się, a prosto z niej wyskoczyć do lodowatego strumienia. O tej atrakcji dobitnie przekonałem się, gdy nagle usłyszałem plusk i przeraźliwy wrzask docierający zza krzaków. Sam nie wiedziałem, czy ktoś doznał szoku związanego z zimną wodą, czy ze żwirem na dnie, ale odgłos ten rozerwał izerską ciszę, jak zstępujący z niebios Freddy Mercury.

Rozświetlona sauna przypominała kosmiczną scenę stworzenia świata

Było już po północy, gdy skończyłem skradanie się w różne miejsca osady Orle i kroki swe skierowałem w stronę Jakuszyc. Kompletny mrok, cisza, chłód, marsz w pojedynkę. Nie boisz się? – spyta wielu z Was. Już tyle nocnych wędrówek za mną (a drugie tyle dziennych), że znam większość izerskich szlaków, jednak takie okoliczności wzbudzają w człowieku pierwotne instynkty – to sama natura. Wyobraźnia żyje wtedy w symbiozie z adrenaliną, tworząc duet godny Polaka w Kołobrzegu otoczonego parawanem i piosenki „Mój jest ten kawałek podłogi”. Świecące ślepia w krzakach, odgłos łamanych gałęzi, mrok totalny – w końcu nów księżyca. Ta atmosfera intryguje, wyostrza zmysły, ale sprawia, że czuję się jak u siebie. Nucę sobie wtedy te wszystkie ogniskowe piosenki i czuję, że żyję.

Wybierzcie się nocą w Góry Izerskie, póki jeszcze jest po co. Izerski Park Ciemnego Nieba nie będzie trwał wiecznie…

fot. Paweł Zatoński Fotografia / Izerski Włóczykij