Myślę, że to już przedostatni wpis z cyklu izerskimi śladami koronawirusa, gdzie zaglądam do lokalnych przedsiębiorców, rzemieślników, pytam o to, czym się zajmują i czy mocno odczuwają skutki pandemii. Tym razem najbardziej oddaliłem się od Gór Izerskich, bo zajrzałem do Justyny i Szymona, którzy w Proszówce pod Gryfowem Śląskim prowadzą hodowlę niecodziennych w tych stronach zwierzątek, zwanych alpakami. Justyna opowie, jakie koleje losu przygnały ją do Proszówki z południa Polski, podzieli się z Wami emocjami, którymi darzy alpaki, a także objaśni, że Tarcza Antykryzysowa w jej przypadku nie do końca pokrywa faktyczne zapotrzebowanie – zwłaszcza ze strony zwierząt.
Hej, słyszałem, że w Proszówce między Gryfowem Śląskim a Górami Izerskimi hodujesz pewne nietypowe dla tych ziem zwierzęta?
Cześć, jestem Justyna. Tak, zgadza się, choć dla nas już od lat są typowe (śmiech). Obecnie wraz z moim partnerem Szymonem prowadzimy Hodowlę Alpak w Proszówce. Szymon na co dzień zajmuje się hodowlą (rozmnażanie, poprawa gatunku) oraz wełną i wyrobami z alpaczej wełny. Ja natomiast zajmuje się alpako-terapią – zarówno w szkołach, przedszkolach, jak i u osób niepełnosprawnych. Naszym głównym źródłem dochodu jest część rekreacyjno – turystyczna.

Większość moich rozmówców nie jest z tych stron – Ty też?
Ciekawe…ale również jestem przyjezdna. Na samym Dolnym Śląsku pojawiłam się prawie pięć lat temu. Przeprowadziłam się z pięknego Beskidu Ślaskiego, a mianowicie z Istebnej, znanej w całej Polsce i Europie z pięknych koniakowskich koronek. Niestety życie nie potoczyło się po mojej myśli, a góralska krew, poczucie bezpieczeństwa, rodzinna natura i tęsknota za górami i góralami nakazywała wracać. Właśnie chwilę przed powrotem do Istebnej znalazłam się w Proszówce. Po ciężkim życiowym zakręcie znalazłam się na wzgórzu Świętej Anny pod kapliczką Leopolda. Pamiętam, że wokół rozlewały się piękne jasnożółte pola rzepaku. Przed sobą zobaczyłam piękne ośnieżone góry, a za Zamkiem Gryf widniały nasze najbliższe dzisiaj Góry Izerskie. W dodatku podczas spaceru towarzyszyły mi alpaki które swoją wełna, urokiem i ciepłem dodawały spokoju i otuchy. Dookoła kapliczki słychać było tylko lekki podmuch wiatru i śpiew ptaków. Właśnie dwa lata temu będąc pierwszy raz w Proszówce, przypomniał mi się mój rodzinny dom. Góry, spokój, cisza, a w dodatku piękne urokliwe zwierzęta. To było to, czego mi do tej pory brakowało na Dolnym Śląsku. Znowu poczułam w sobie tą góralską krew i właśnie wtedy zrodził się w mojej głowie pomysł pozytywnego wykorzystania alpak w odnalezieniu harmonii, natury, spokoju i pokazania piękna tego miejsca.

Jak dawno Wasza pasja przerodziła się w sposób na życie?
Alpaki w Proszówce mieszkają już ponad 10 lat. Szymon zaczynał od trzech sztuk. Dzisiaj jest ich dwadzieścia, a do tego dwa śliczne kucyki. Mój pomysł na spędzenie wolnego czasu z alpakami w tle pięknych Gór Izerskich szybko przeszedł do realizacji. Nigdy bym się nie spodziewała, że cokolwiek jest mnie w stanie zatrzymać przed powrotem w Beskidy, a jednak znalazłam motywację. Góry i zwierzęta to miłość silniejsza ode mnie. Dlatego zaczęłam od zera. Postawiłam wszystko na jedną szalę i zaczęłam działać. Najpierw zrobiliśmy ulotki, wrzuciliśmy parę zdjęć, a urok gór i zwierząt zrobił resztę. Na początku właściciel był sceptyczny, ale nie zapomnę jak wtedy powiedziałam: „Ty masz zwierzęta, ja mam pomysł, wystarczy spróbować”. I tak się stało. Goście zaczęli zjeżdżać z każdego regionu Polski. Miało to być tylko pasją, czymś dodatkowym, od czasu do czasu, a stało się codziennością i spełnieniem marzeń. Wraz z rozwojem hodowli, natłokiem odwiedzających, odważyliśmy się pójść o krok dalej. Oprócz spacerów, sesji zdjęciowych, odwiedzin gości zaczęłam szkolić się pod kątem alpako-terapii. Otworzyliśmy się nie tylko dla rodzin i turystów, ale zaczęłam pomagać też niepełnosprawnym dzieciom, co stało się dla mnie jeszcze większą motywacją. Szkoły i przedszkola chętnie uczęszczały w zajęciach edukacyjnych. Domy Pomocy Społecznej , poradnie specjalistyczne, znalazły wymarzone miejsce do terapii, odpoczynku i rozwoju, a nam sprawiało to niesamowitą przyjemność. Zaczęliśmy poważnie myśleć o kolejnych zwierzętach i agroturystyce. Dzięki temu moglibyśmy zapewnić odwiedzającym prawdziwy powrót do natury. Plany były bardzo ambitne. Pracowaliśmy dzień i noc, żeby osiągnąć sukces. Niestety życie różnie się toczy. Dosłownie chwilę przed rozpoczęciem sezonu, gdzie wszyscy na nas bardzo liczyli, musieliśmy zamknąć nasze bramy przed gośćmi z powodu wirusa.
I wszystko nagle wyhamowało…
W jednym momencie widoki na marzenia stały się czymś odległym. Żywa, uśmiechnięta na co dzień Proszówka stanęła. Wszyscy zwolnili. Nawet alpaki wydawały się jakby wolniejsze. No cóż. A ja, tak jak dwa lata temu, stanęłam i zastanawiałam się co dalej. Nie przestałam marzyć. Powoli własnymi siłami staramy się wszystko przygotować. Kosztuje nas to nie tylko dużo czasu i energii, ale jak się można domyśleć – także dużego nakładu finansowego.
Może pomoc rządu pomogłaby w pewnym stopniu?
Pomocy od rządu niestety nie dostaliśmy do tej pory żadnej. Jedynie przez trzy miesiące jesteśmy zwolnieni ze składek ZUS. No super…ale zwierzęta muszą coś jeść. Samo miejsce bez większego nakładu finansowego popadnie w ruinę. Jakby tego było mało – dochodzi jeszcze susza, z którą się mierzymy na co dzień. Tylko zaglądamy przez okno, kiedy spadnie jakakolwiek kropla deszczu. Utrzymanie hodowli jest bardzo kosztowne. Niestety musimy sobie radzić bazując na własnych środkach. Obroty firmy spadły o 100 %, a koszty zwierząt się nie zmniejszają. Żywność, lekarstwa, opieka weterynaryjna, pielęgnacja. Nic się nie zmieniło pod tym względem, oprócz tego, że do wszystkiego jest coraz gorszy dostęp. Jak niektórzy z was wiedzą, właściciel tej wspaniałej hodowli na co dzień jest ratownikiem medycznym. Teraz jest dużo bardziej potrzebny chorym pacjentom, więc chyba nie muszę nic więcej pisać. Oprócz codziennych obowiązków żyjemy w ciągłym stresie. Nie odpoczywamy, nie możemy zostać w domu, tak jaki inni. Jedyne, co nam pozostało, to żyć nadzieją i czekać na szybki koniec tego nieszczęścia. Nie tylko straciliśmy swoje pasje, marzenia, poczucie bezpieczeństwa, źródło dochodu, ale dużą część siebie. Liczymy na to, że koronawirus nie zniszczy tego do zera, bo chyba już się nie podniesiemy…

Goście mocno tęsknią za alpakami?
Z doświadczenia, opinii i codziennych wiadomości od klientów i moich podopiecznych, wiem, że bardzo dużo osób nie tylko z okolic, ale z całej Polski, a nawet dalej, trzyma za nas kciuki i tylko czeka na telefon: „tak, znowu jesteśmy otwarci!’’ Serce się kraje, bo codziennie odbieramy telefony z pytaniami – kiedy będzie możliwość do nas przyjechać i znowu spędzić czas z naszymi zwierzakami. Dzieciaki, które do nas przyjeżdżały, tak bardzo tęsknią za alpakami i ich potrzebują. Tym bardziej jesteśmy bezradni, bo boimy się, że potrwa to znacznie dłużej. A przecież są ludzie, którzy marzą o tym, żeby spędzić chociaż 5 minut z alpakami. Niestety my nadal nie umiemy odpowiedzieć. I niestety rząd również nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie – kiedy znowu będziemy mogli wywołać uśmiech na twarzy nie tylko u dzieci, ale również u dorosłych. I pomóc chorym w dalszej terapii.
Myślisz, że jeszcze będzie pięknie?
Pewnie, że tak! W końcu jestem góralką, w której jest dużo wiary i siły, dlatego wiem, że każdy kryzys ma swój koniec. Mimo tego niewielkiego wsparcia ze strony naszego rządu, staję naprzeciw wszystkim przeciwnościom. W ramach akcji „Zostań w domu” zakasaliśmy rękawy i szykujemy dla miłośników alpak azyl, w którym po długich domowych izolacjach, będą mogli znowu odpocząć na łonie natury. Tak, żebyśmy mogli zaskoczyć wszystkich pozytywnie i żeby ci, którzy wierzą w nas i w nasze miejsce, nie byli zawiedzeni.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Justyny z Hodowli Alpak w Proszówce
W linku poniżej znajdziecie stronkę Justyny i Szymona – sprawdźcie 🙂
https://www.facebook.com/Hodowla-Alpak-Alpaki-z-Proszówki-301745376595038/