Zmiany, zmiany, zmiany…


Dzień dobry Wam w listopadowe popołudnie! Wpis będzie bardziej prywatny niż turystyczny, więc czytacie na własną odpowiedzialność – tzn. ciekawość. Pewnie wielu z Was myślało, że to koniec bloga lub zastanawiało się, co się dzieje z jego autorem. W końcu dwa miesiące ciszy w eterze to trochę niecodzienna sytuacja. Życie nie znosi monotonii. Tuż po ostatnim wpisie nadeszło widmo kilku zmian w moim skromnym izerskim prowincjonalnym żywocie. Część z nich jest związana z rowerem, więc tego będzie dotyczyć część turystyczna wpisu. Szkoda przynudzać, poczytajcie…

Aktualizacja z 6.12.2019 r. – rower schowany do szafy, bo mróz, a drugiej połówce nie pasowała odległość z Wrocławia do Gryfowa i znów zostałem kawalerem. Została praca – może będzie więcej czasu na prowadzenie bloga w weekendy. Samo życie.

Druga połówka. Praca. Rower.

Tak w skrócie mógłbym opisać ostatnie dwa miesiące, wyjęte z blogowego życia. Dwa dni po ostatnim wpisie poznałem swoją drugą połówkę, popularnie zwaną dziewczyną. Panna M. jest z Wrocławia i studiuje również tam, więc siłą rzeczy weekendy poświęcone są jej wizytom tutaj lub częściej – moim w stolicy Dolnego Śląska. A że człowiek jakoś tak naturalnie jest zaprogramowany do podróżowania i turystyki w okolicach weekendu, stąd na bloga jakoś zostaje mniej czasu. Tak, czy siak – jest nadzieja, bo tato panny M. jest zafascynowany izerskimi stronami i ich historią (pozdrawiam Pana M., jeśli Pan to czyta:)

Druga sprawa to praca, o którą czasem na studiach, a czasem po nich – trzeba się starać. Póki co szukałem czegoś lokalnego – po 5 latach studiów w Łodzi miałem dość wielkich miast i tematyki stricte prawniczej. Stąd postanowiłem rozejrzeć się za czymś w regionie – ale za czymś, co pozwoli mi popołudniami i w weekendy nadal podróżować po Pogórzu i Górach Izerskich lub gdzieś dalej…i za czymś, co niejako będzie powiązane z moim wykształceniem. Padło na Starostwo Powiatowe we Lwówku Śląskim. Czy to będzie opcja krótko- czy długookresowa – zobaczymy, co czas pokaże. Nie skreślam wielkich miast na zawsze – po prostu jakiś czas (plus minus kilka miesięcy) chcę od ich zgiełku odpocząć.

Trzecią sprawą jest rower. Postanowiłem, że wrócę do niego po 2 latach „bezrowerowocia”. Zawsze powtarzam, że w życiu trzeba mieć szczęście, które potrafi uaktywniać się w najmniej spodziewanych momentach. Tak też było i tym razem. Kilka miesięcy szukałem roweru typu gravel – czyli połączenia kolarzówki z oponami bardziej terenowymi, żeby mieć czym śmigać po izerskich bezdrożach. Tymczasem kuzynostwo z Poznania (rodem z Mirska i Gryfowa) przeprowadziło się do Wrocławia i chciało zmienić w tym czasie swoje rowery na inne modele, a że oni cieszyli się jakieś 2 lata swoimi szosówkami, to mąż kuzynki postanowił, że zamiast wystawiać rower na sprzedaż, zaoferuje go mi za free. To była miłość od pierwszego kręcenia – w dwa miesiące zrobiłem jakieś 650 km, choć przyznam, że początki były dziwne, bo musiałem przyzwyczaić się do „łysych” i cienkich opon oraz innego ułożenia ciała na ramie – włącznie z uchwytem kierownicy, ale powiem Wam, że teraz nie wyobrażam sobie powrotu na zwykły rower. Komfort i dynamika przemieszczania się po okolicznych miejscowościach są niesamowite. Tym bardziej, że na Pogórzu Izerskim mamy dziesiątki, setki nowych kilometrów dróg asfaltowych, które przemykają między pięknymi zabytkowym wiejskimi chatkami, wiją się między pagórkami, lasami i łąkami. Ruch samochodowy jest tu względnie mały, a widoki są lekarstwem na stres i problemy dnia codziennego. Raj dla rowerzystów!

Przykładowa trasa z dzisiaj: 35 km, 1,5 h

Trójkąt Gryfów – Świeradów – Stara Kamienica to chyba moje ulubione trasy do turystyki rowerowej.

Kiedy tylko jest pogoda – nadrabiam 2-letnie lenistwo rowerowe i zwiedzam sąsiednie miejscowości, wietrząc płuca świeżym izerskim powietrzem. Nic tak nie smakuje jak jesienne wypady rowerowe, po których ogrzewa się owocową herbatą i zajada ciastkami, w międzyczasie słuchając muzyki lub czytając książkę. Teraz już widzicie, gdzie podział się autor bloga i jego wpisy 🙂