Rykowisko w lesie…i na scenie


W sobotnie popołudnie (21.09) postanowiłem trochę wcześniej wyjechać z domu, by poszwendać się po Izerskich na dłuższym dystansie. Dni są coraz krótsze, a ostatnio źle kalkulowałem czas wędrówki i wracałem już po zachodzie słońca. Tym razem uznałem, że wezmę obiektyw o dłuższej ogniskowej, żeby wyjąć z lasu izerskiego jego detale, a może i uda się bezkrwawo zapolować na jelenie? Niedawno ci leśni wokaliści zaczęli przecież swoje koncerty. Nie sądziłem jednak, że jeleni „śpiew” nie będzie ostatnim, który usłyszę tego dnia…

Takim widokiem zakończyłem sobotnią wycieczkę – wzgórze Kufel w Gierczynie, a o reszcie dowiecie się z wpisu.

Jak zawsze – wędrówkę po Grzbiecie Kamienickim rozpocząłem z górnej części Gierczyna. Na dzień dobry w drzewach po lewej stronie drogi w górę Grzbietu, swoje harce uskuteczniał leśny rudy duch, zwany wiewiórką. Kozice z gracją poruszają się po skałach, natomiast wiewiórki w kilka sekund są w stanie przeskoczyć z drzewa na drzewo.

Przyczajona wiewiórka, ukryty smok.
X – początek trasy. Strzałka – kamienny obelisk. Obok góry Jastrzębiec (na samym dole) rozpoczął się jeleni koncert.
Jeden z wielu w tych górach – tajemniczy strażnik wydarzeń sprzed lat

Góry Izerskie, a zwłaszcza Grzbiet Kamienicki, usiane są wieloma takimi kamiennymi pomnikami. Najczęściej widnieją na nich daty, które upamiętniają jakieś wydarzenia sprzed lat. Bardzo sympatyczną inicjatywą wykazała się lokalna grupa Pro Montes et Historia, która wiele z tych obelisków odrestaurowała w czynie społecznym – brawo!

Przy kamieniu skręciłem w prawo pod górę, idąc w stronę skrzyżowania zwanego Pięcioma drogami, a dalej w stronę Jastrzębca. Grzybów tu po horyzont, co prawda wiele trujących, ale i urozmaicających swoją czerwienią leśny surowy krajobraz.

Są plusy i minusy robienia zdjęć. Do tych drugich zaliczają się sytuacje, w których jest się zajętym robieniem jednego zdjęcia, podczas gdy obok może rozgrywać się coś ciekawszego. Gdy układałem się w pozycji przypominającej Polaka na oczepinach, dla którego podłoga stanowi Himalaje, i „strzelałem” czerwony kapelusz grzyba powyżej – tuż obok przemknęła nagle druga tego dnia wiewiórka – tym razem czarna.

X – miejsca, gdzie mniej więcej znajdowały się ryczące jelenie

Idąc od strony Czepca w stronę Jastrzębca i dalej, po raz kolejny zadziwiła mnie liczba ambon myśliwskich. Stały w takiej częstotliwości, jakby obok miało znajdować się jakieś niebezpieczne więzienie. Dochodząc do wzgórza Jastrzębiec rykowisko rozpoczęło się dość nieoczekiwanie. Nie sądziłem, że już około 16.00 jelenie znowu zaczną ryczeć, bo najczęściej robią to o świcie lub o zachodzie słońca. Ten był naprawdę blisko, myślę, że maksymalnie 400 metrów od drogi. Chyba szedł kawałek równolegle do mnie, bo ryk nie oddalał się. Tego dnia skradałem się wyjątkowo cicho, żeby podejść jak najbliżej zwierząt… i wtedy cały misterny plan został zniweczony przez tętent dwunożnej istoty, zwanej człowiekiem-biegaczem. Na szczęście jeleń go nie usłyszał i ryczał dalej. Był to jedyny człowiek spotkany tego dnia w ciągu 17-kilometrowej wędrówki.

Biegacz, a w tle powoli coraz bardziej jesienne kolory

Tutejsze trasy są dość monotonne dla piechura, ale za to atrakcyjne dla rowerzystów i biegaczy. Jednak w końcu września, w porze podwieczornej próżno szukać tu turystów. Kontynuowałem swoją wycieczkę w kierunku SE, przy najbliższym skrzyżowaniu (Płókowy Mostek) skręcając na wschód, w stronę Kamienicy. Trochę mnie dziwią wszędobylskie tabliczki „ostoja zwierzyny”, a przecież tuż obok prowadzi się głośną wycinkę drzew, a za rogiem stoją dziesiątki myśliwskich ambon. Przecież po tych lasach i tak mało kto chodzi, no może poza grzybiarzami i jagodziarzami, ale i ich jest tu stosunkowo mało. Idąc w stronę Kamienicy po raz kolejny dały o sobie znać jelenie, jednak trochę dalej, jakby na zboczach wspomnianej góry. Cały czas miałem aparat w pogotowiu – nigdy nie wiadomo co i kiedy wyskoczy na drogę albo przemknie tuż obok. Około 17.00, po 3 godzinach wędrówki, byłem na szczycie Kamienicy (972 m n.p.m.). Stawiając dosłownie ostatni krok przed wypłaszczeniem na szczycie – zamarłem. Jakieś 15 metrów na lewo w krzakach coś się poruszyło i nie była to wiewiórka. To coś chrząknęło barytonem i powoli oddaliło się. Dzik albo jeleń.

Widok z Kamienicy – w dole zamek Gryf i dalej Gryfów Śląski.

Lekko zamglone powietrze nie ułatwiało dalekich obserwacji, ale wiatraki przy autostradzie A4 było widać „na spokojnie”. Rozłożyłem się na głazach, grzejąc się w słońcu i nasłuchując co i rusz jeleniego rykowiska na przeciwległych zboczach Kamienicy. Część Kamienicy jest zalesiona, a część wygląda jak wycięta z drzew. Właśnie na tej ogołoconej znajduje się wędrowiec tuż po wejściu na górę. Linia drzew znajduje się jakieś 200-300 metrów dalej. W trakcie delektowania się widokami i wcinania drobnych smakołyków właśnie z tej linii drzew doszły złowrogie trzaski gałęzi. I znowu – to nie mogła być wiewiórka, a coś znacznie większego. W sekundę spadłem z głazu i przyczaiłem się w zaroślach. Kolejne trzaski i to coś pobiegło dalej. Kolejny jeleń. Ilekroć jestem na Kamienicy, to zawsze jest tu dzika zwierzyna. Na zegarku widniała jednak 17.30 i czas najwyższy było wracać do Gierczyna.

Około 19.00 byłem już przy wyjściu z lasu, gdy w oddali za plecami rozległ się straszliwy hałas, jakby nagle kilka czołgów ruszyło na poligonie w trakcie ćwiczeń. Po chwili ucichł, by za moment znowu wzruszyć wszystkie ptaki w okolicy. Coraz bliżej, coraz głośniej. W końcu zobaczyłem światła samochodu terenowego na kamienniogórskich tablicach, który przemknął z hukiem, ciągnąc za sobą przyczepkę z drewnem.

Jelenie, pomykająca terenówka – koniec dźwięków tego dnia? Nic bardziej mylnego. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy wychodząc z lasu nad Gierczynem, usłyszałem muzykę. Przypomniałem sobie, że w ramach projektu Magiczne Izery na wzgórzu Kufel miał miejsce mini-koncert towarzyszący wkopaniu tu symbolicznego słupa granicznego Izerbejdżanu – którym to pojęciem określa się tutejszych ludzi i te ziemie, których bogactwo staram się pokazać Wam w każdym wpisie. Odludzie, koniec świata, fantastyczne widoki i grupa ludzi przy ognisku i scenie na Kuflu. Widok rodem z lat 90′. Jeszcze po drodze w oddali zobaczyłem kobietę z wózkiem, dzieckiem i małym psem. Zamieniliśmy parę słów – pani okazała się Ewą, która mieszka w Domku na górce, gdzie wybieram się od ho ho ho a może i dłużej do Krzyśka (pozdrawiam Was, jeśli to czytacie). Ewa właśnie wracała spod małej sceny na Kuflu. Jako, że przy ognisku rzekomo miała siedzieć Ania (rozmowki-kobiece.pl) z Darkiem, którzy na zboczach Kufla mają swój Domek pod orzechem, to postanowiłem na chwilę się przysiąść i pogadać. A zdjęcia z tego wydarzenia przejdą do historii. Teraz już wiecie skąd zdjęcie w nagłówku 🙂

Freedom!