Giebułtów panoramicznie i łąki nad Kotliną


Tytuł wskazuje tylko na Giebułtów, bo celem tego dnia była panorama znad wsi na Sudety Zachodnie, ale zanim tam dojechałem, wybrałem się do wsi Kotlina, na wschód od Świeradowa. Korzystając z zimowego lata za oknem pomknąłem autkiem na samą górę Kotliny, gdzie chciałem zostawić automobil na placu niedaleko dawnego schroniska-zameczku, ale zima mimo odwilży plany na mnie miała inne…

Dojeżdżając do ostatnich zabudowań tej liczącej kilkanaście ledwie domostw wsi, musiałem zawrócić – tamtejszy podjazd przy suchym asfalcie daje popalić, a co dopiero w warunkach zimowych…ale Pawełek by się poddał? No co Wy. Moje zachowanie w takich chwilach przypomina lisa, który chce podebrać kurę z kurnika, ale nie widzi otwartego wejścia. Postawiłem na plan B. Zjechałem w dół Kotliny, zostawiłem auto przy drodze i wdrapałem się na górkę oddzielającą Gierczyn od Kotliny. Wypłaszczenie na jej szczycie przypominało ogromne skrzydło samolotu, ale jaką tam czuć wolność. Bezkres krajobrazowego oceanu, horyzont uciekający jak bezbronna sarna przez krzewy, powietrze mówiące – czas tutaj się nie liczy. Swoją drogą – ta droga była zaznaczana na mapach już kilkaset lat temu, bo dawniej Kotlina nie była samodzielną wioską.

X – to koniec trasy, tam zaczynał się śnieg na drodze. Linią przerywaną zaznaczono trasę zwiedzania wzgórza między Kotliną a Gierczynem

Co ciekawe – znajdują się tam ruiny wiatraka. Ewenement obecnie (…). Śnieg topniał z minuty na minutę, a mimo to miejscami zawiane łąki sprawiały niemiłe niespodzianki, kiedy wpadałem po pas w biały puch. Widok stąd zaczynał się nad Giebułtowem i Mirskiem, a kończył za Starą Kamienicą. Moją uwagę zwróciły pojedyncze domki w górnej części Gierczyna – ta część wsi (idąc w górną stronę) nosiła nazwę Gryfiej Doliny (Greifenthal).

Samotny domek, brzozowe wzgórze i wszechobecny w tych dniach nocny strażnik – księżyc. „Zawsze kiedy tam wracam, siadam na ławce z księżycem, i szumią brzóz kropidła, dalekie miasta są niczem”.

Do zachodu pozostała godzina, a celem numer jeden było wzgórze za kościołem w Giebułtowie. Wróciłem do auta i w drogę. (ale na pagórki między Gierczynem a Kotliną jeszcze wrócę, kapitalne miejsce do spacerów, ze świetnymi widokami – spotkałem po drodze miłośników nordic-walkingu i czterech kółek w terenie, czyli quadowców).

W Giebułtowie od razu skierowałem się na kościół, wjeżdża się trochę pod górę, zawijasami drogowymi i jedzie aż do łąki. Po lewej jest parking, na którym zostawiamy auto i idziemy na wzgórza przed sobą. Widok świątyni w dole na pierwszym planie i bezkresu gór na drugim przypominał samotnego wędrowca stojącego u bram nieznanej krainy.

Widok o tyle fenomenalny, że tuż za Giebułtowem, patrząc w stronę Gór Izerskich, roztacza się krajobrazowy stół. Płaska jak blat część Pogórza Izerskiego, która nagle przechodzi w Stóg Izerski i wzgórza dookoła niego. Wszystko to poprzedzone niemym świadkiem setek ślubów, chrztów i pogrzebów.

To zaledwie połowa panoramy – z lewej strony drugie tyle zajmuje widok na resztę Grzbietu Kamienickiego i część Karkonoszy. Jest jeszcze tylko jedna taka panorama na Grzbiet Kamienicki – spod kapliczki Leopolda w Proszówce.

Panorama z tych, gdzie do pełni szczęścia wystarczy skrawek łąki, koc i jakiś suchy prowiant z herbatą, kawą. Jaki tam musi być widok na letnie nocne niebo…