Ten rok nie był jakiś przełomowy, nie był również niezwykle udany lub wybitnie słaby, ale pewnie za jakiś czas człowiek zapomni, co zrobił dla tej ziemi, co wydarzyło się na blogu lub generalnie w izerskiej krainie w roku 2018. Zapraszam na krótki przegląd wydarzeń i jak zawsze kilka zdjęć.
Najpierw miesięczne podsumowanie roku, a na końcu kilka moich najlepszych ujęć foto z naszych okolic, zapraszam 🙂
Styczeń: wizyta na górze św. Anny w Proszówce i news o kapliczce Leopolda oraz dramatyczne wydarzenia w Himalajach z udziałem polskich herosów gór, które nie przeszły obojętnie obok mojego bloga. W Izerach fotopułapka „złapała” wilka! W tym roku jeszcze o nich usłyszymy…
Luty: zakończona długa sesja zimowa, która trwała do połowy miesiąca – po której mogłem wrócić w Izery i zawitać do Gierczyna (Lasku), który tego roku stał się jednym z moich ulubionych miejsc do fotografowania.
Marzec: poza śnieżycą w połowie miesiąca…był dość przełomowym miesiącem. Córka znajomej z Gryfowa posłużyła się moim blogiem do wykonania pracy domowej (izerskiwloczykij.pl znalazł się w bibliografii, wow!). Pod koniec miesiąca zamieściłem wpis o Antoniowie (Bożej Górze) – pamiętacie może, te słynne urocze domki sprzed wieków, tak pięknie odrestaurowane. Sprawa o tyle ciekawa, że dzięki temu, odezwała się do mnie dawna znajoma z Mirska – zaledwie rok ode mnie starsza, a również kochająca Góry Izerskie – w tym wieku taki lokalny patriotyzm to rzadkość (pozdrawiam pannę E., jeśli to czyta).
Kwiecień: dzięki przetarciu kurzu ze starej znajomości wybraliśmy się w połowie kwietnia ze wspomnianą koleżanką na Sępią Górę, gdzie byłem pierwszy raz w życiu i mimo mętnego powietrza do zdjęć postanowiłem, że jeszcze wrócę tam na pewno nie raz.
Maj: Varius Manx śpiewał przed laty: „…i wtedy przyszedł maj”. Powrót z Łodzi przez rodzinę w Poznaniu i niezapomniane pierogi po karaibsku, gruziński i litewsku w wybitnej restauracji „Vine Bridge”, a nazajutrz…zostałem przewodnikiem po naszych okolicach. Majówka odbyła się pod znakiem przyjaciółki Karoliny z Łodzi i jej wesołej bandy post-studenckiej, którą polubiłem z dnia na dzień. Ekipa nocowała (i balowała pod gołym nocnym niebem) w Czerniawie, a za dnia wędrowaliśmy po Górach i Pogórzu Izerskim, szukając m.in. śladów Wiedźmina, izerskich naleśników oraz zamkowych tajemnic na Czosze. Pogoda nam dopisała – było słonecznie i ciepło, dopisywała super atmosfera. To była zdecydowanie przygoda roku!
Czerwiec: po raz pierwszy odwiedziłem Kopaniec i stwierdziłem, że wrócę tam jeszcze. Kapitalny widok na Pogórze Izerskie, górska wioska z historią, charakterem i ciekawymi ludźmi. Za długo nie mogłem sobie połazić po Izerach, bo…sesja letnia, jedna z najcięższych na tych studiach.
Lipiec: w wakacje odbywałem staż w NIK-u w Łodzi, typowa urzędnicza praca, więc ewentualnie w weekendy mogłem wracać do domu, z czego skorzystałem kilka razy. M.in. ruszyłem pieszo z Rozdroża Izerskiego do Kopalni Stanisław, rozdając po drodze wizytówki z moim blogiem i zagadując nielicznych piechurów. Wybrałem się też do Radomic – co prawda to już nie Izery, ale nadal blisko – jedna z najbardziej malowniczo położonych wsi w całym regionie, z kapitalnym widokiem na całe Sudety Zachodnie. CAŁE. Tam też wykonałem zdjęcie chatki między wzgórzami, które zrobiło w tym roku furorę.
Sierpień: niezapomniana wyprawa z kumplami ze szkoły i z rowerów do Chatki Górzystów w noc spadających gwiazd. Perseidy przecinały izerskie nocne sierpniowe niebo co paręnaście sekund. Chmur zero. Księżyca zero. W miarę ciepło. Warunki idealne – widok kapitalny. Chyba co roku będę odwiedzał o tej porze Izery, właśnie nocą. Lato powoli dobiegało końca i Bogu dzięki – taka susza i skwar, jak nigdy. Izerskie strumyki powysychały, rzeki ledwo płynęły. W Łodzi 31 stopni, w Izerach nocą – błogie 3 stopnie.
Wrzesień: pierwszy wygrany konkurs fotograficzny, organizowany przez starostwo we Lwówku Śląskim. Mija rok, odkąd zacząłem robić zdjęcia. studencka wyprawa weekendowa w Karkonosze ze znajomymi z czasów liceum. W końcu kupiłem sobie buty i plecak, takie solidne. Oczywiście wszystko robię na ostatnią chwilę, dlatego buty na poważnie rozchodziłem dopiero w Karkonoszach, obtarć na szczęście nie było, ale nogi bolały – za długo przy tym biurku siedziałem w Łodzi…Nocne zejście ze Śnieżnych Kotłów w czasie rykowiska i wycie tego czegoś w lesie w czasie nocy w schronisku – adrenalinka podskoczyła.
Październik: początek ostatniego roku na studiach, niezbyt dużo okazji do zdjęć i wędrówek po górach. Jeśli już wracałem, to chętnie wpadałem fotografować mecze gryfowskiej drużyny piłkarskiej, czemu poświęcam się bez reszty, podobnie jak Górom Izerskim.
Listopad: wróciłem do Kopańca, w poszukiwaniu zaginionej Arki…tzn. kamiennych tajemniczych wałów, a po drodze spotkałem…obserwatorium astronomiczne. Tego samego dnia tato widział w naszej rodzinnej wsi tajemnicze światło przelatujące nad domem i błyskające światłami, ale nie była to satelita ani samolot. Ja z kolei rano widziałem światła policyjne odbijające się od szafek przy łóżku – przy czym żadnej policji nie było pod domem. To był dziwny dzień. Dwa tygodnie później pierwszy raz odwiedziłem znajomą blogerkę Anię i jej męża Darka – a jakżeby inaczej – w Gierczynie! Mówiłem, że tam wrócę. Pod koniec miesiąca znowu wilki dały o sobie znać w naszych kochanych Izerach – fotopułapka ponownie zadziałała. Ponadto latem coś miało zagryzać psy w okolicach Antoniowa i Starej Kamienicy.
Grudzień: święta w deszczu. Angielska pogoda. Człowiek wraca połazić, porobić zdjęcia, a siedzi w domu jak w klatce, bo leje i wieje. W sylwestra pewnie wybiorę się w Izery, o ile pogoda „znormalnieje”.
Dzięki Wam wszystkim, którzy odwiedzaliście tę stronkę w ciągu całego roku. Cieszę się, że niektórych skłoniłem do dyskusji, a innych zachęciłem do przyjazdu w te dzikie i piękne okolice. Pozostaje mi życzyć Wam i sobie, aby blog dawał nam tyle ciekawych newsów również w roku 2019.
A teraz pora na kilka moich ulubionych ujęć foto z mijającego właśnie roku 2018. Niektóre widzieliście na blogu, a inne na facebook’u. Wg statystyk największym powodzeniem cieszyły się zdjęcia nocnego nieba i gwiazd, zachody słońca i rustykalne krajobrazy:



Pozdrawiam,
Paweł Zatoński (Izerski Włóczykij)