Koncert Vivaldiego w izerskim lesie


Zachęcony ostatnimi wpisami o Kamienicy (najwyższa góra Grzbietu Kamienickiego, na północ od Rozdroża Izerskiego) znajomej blogerki z Gierczyna (rozmowki-kobiece.pl), widząc w końcu pomyślne prognozy z możliwym oknem pogodowym, spakowałem sprzęt foto „na spontanie” w 20 minut i przebrany w strój włóczykija ruszyłem w stronę Gierczyna. To moja ulubiona baza wypadowa na spacery po Grzbiecie Kamienickim ostatnimi czasy. Zatem – w drogę!

Surowe, zamglone, tajemnicze – Góry Izerskie

Mój wypad był trochę nie fair wobec księdza, który akurat wczoraj wizytował domy „po kolędzie” w mojej wiosce, ale co się odwlecze – to nie uciecze. Wysiadam z auta, biorę sprzęt i ruszam pod górę…kogo spotykam? Księdza z ministrantami, chodzącego między nielicznymi już domami Gierczyna (Lasku). Uśmiechnąłem się pod nosem, bo wyglądało na to, że Bóg tego dnia czuwa  szczególnie nad wędrowcem Pawłem.

Linia ciągła – jazda autem, kropki – pieszo, przerywana linia – pierwotny plan trasy

Wiatrzysko jak cholera – nic nowego w tym miejscu, dlatego czym prędzej ruszyłem w stronę lasu. Coraz większa mgiełka w powietrzu, ale i coraz bardziej dający się wyczuć zapach lasu w czasie odwilży – zapach żywicy, ziemi, trawy – las oddycha. Do tego kompletna cisza i chlupiący pod nogami rozmoknięty śnieg. Dosłownie po kilkunastu metrach zaczęły pojawiać się liczne ślady jeleni, saren, czasem dzików, lisów, psów (z tymi ostatnimi zawsze podświadomość robi sobie jaja i wkręca do głowy, że to wilk). Kilka śladów przypominało wilcze, ale to raczej nie były one. Wkrótce ujrzałem widok, który widzicie na zdjęciu w nagłówku – na wysokości około 750 m.n.p.m. zaczynała się granica śniegu i chmur – nisko wiszących, rzucanych wiatrem po tutejszych świerkach. Krajobraz jak z baśniowej krainy.

Opowieści z Narnii

W końcu wyszedłem na leśną autostradę, ciągnącą się praktycznie od Świeradowa po Antoniów. Krajobraz żywcem wyjęty z lasów Północy. Nie chcąc zamoczyć sprzętu, na to zdjęcie czekałem 20 minut, aż przestanie nawiewać parę wodną z chmury wiszącej nad lasem…albo i w sumie w lesie, co widać na zakręcie między świerkami. Tutaj zmieniłem plany swojej wędrówki – zaczęło coraz mocniej padać i wiać, a mokry śnieg i kałuże nie wróżyły najlepiej moim butom w dłuższej perspektywie czasu. No trudno – Kamienica poczeka jeszcze na Izerskiego Włóczykija. Poszedłem w stronę wsi Kotlina, w drugą stronę. Co kilka metrów zwierzęce ścieżki przecinały leśną autostradę. Widać, że las żyje.

Kap, kap, kap – wszystko topnieje.

Ślady zwierząt towarzyszyły mi w dalszej wędrówce – zdecydowanie najwięcej chodziło tędy jeleni. Widać, że zbiegały z górnych partii Grzbietu Kamienickiego w dolne, przecinając drogę. Po chwili doszedłem do drobnego strumyka, puszczonego przepustem pod szutrowym traktem. W głowie fotografa od razu pojawiła się myśl uchwycenia rozmytej wody…ale jak tam zejść? Dwa metry w dół, świerk przy świerku, śniegu po kostki, grząski teren pełen mchów – zbyt ładnie to wyglądało, żebym odpuścił. Spójrzcie sami na mini wodospad.

Plusk przedzierającej się między mchami źródlanej górskiej wody aż uruchamiał w głowie utwory Vivaldiego
Dynamika strumyka
Kaskady w śnieżnej ramce

Chmury zaczęły przybierać coraz jaśniejsze odcienie, wiatr przeganiał obłoki coraz mocniej i niebo powoli się otwierało. Skończyłem fotografować strumyk i czym prędzej wróciłem na drogę. Kiedy już wygramoliłem się z gąszczu, słońce zaczęło spektakl – nie wiedząc, ile potrwa – pognałem co sił w stronę majaczącej w oddali przesieki leśnej – jest przesieka, na bank jest i jakiś widok na Pogórze Izerskie. Nie myliłem się…

Prawdziwie wiosenna szachownica kolorów i cieni
Co to były za kontrasty! Rozświetlone wsie: Mlądz i Rębiszów
…i Gryfów dostał szansę od promieni słonecznych

Zrobiłem kilka zdjęć, usiadłem na chwilę i cieszyłem oczy tym kalejdoskopem światła i cieni, którymi mieniło się całe Pogórze Izerskie. Było już za późno na dalszą eskapadę, dlatego spakowałem sprzęt i ruszyłem z powrotem w stronę Gierczyna, spotykając po drodze parę biegaczy z psem (nie na nartach, ale w zwykłych butach biegowych – po śniegu, a co!). Poza tym – zero ludzi. Jednak dobrze było zmienić plany z Kamienicy na drogę przed siebie, w nieznane.

Powrotna droga w towarzystwie zachodzącego słońca – widzianego pierwszy raz od tygodnia…
Wszędobylska buczyna i brzezina

To surowe, ale bardzo mocne zimowe światło sprawiało, że pod koniec wyprawy już nie chowałem aparatu do plecaka, tylko korzystałem z chwili.

Światło, symetria, brzozy i kontrast na tle świerków.
Gierczyński „zamek” i oświetlone wichrowe wzgórze w tle, zwane Kuflem

Co prawda pogoda w te święta była i jest dość angielska, ale niech trochę popada, bo sucho jest już od dawna.

Witamina D, kilka stopni „na plusie”, zapach izerskiego lasu i ciepły wiatr – nic tak nie poprawia nastroju, a do tego te znakomite warunki do zdjęć, które tego dnia mieniły się w kolorach Czterech Pór Roku Vivaldiego.