
Na moim blogu wiele razy mogliście (i będziecie mogli) czytać o bogactwach Pogórza i Gór Izerskich, o przyrodzie, krajobrazach, historii, kulturze, zabytkach, atrakcjach. Do wyboru, do koloru – wszystkiego jest mnóstwo, ale jest jeszcze jedno bogactwo tych okolic – ludzie. Blogerzy, artyści, ogólnie rzecz ujmując – ludzie, którym zależy na tej ziemi i jej wartościach. Często słyszę, że mieszkańcy tego regionu nie wiedzą o istnieniu i położeniu niektórych wiosek, a co dopiero o osobach, które w nich mieszkają i oddają ziemi izerskiej swoje serce. Jedną z nich jest Ania z Gierczyna (Lasku), czyli znajoma blogerka, prowadząca bloga: rozmowki-kobiece.pl
Przeglądam co jakiś czas kilka blogów, stron internetowych ludzi, których piękno tej ziemi sprowadziło tutaj na stałe. Rzadko są to osoby, zżyte z tymi miejscowościami od dziada, pradziada – zazwyczaj ludzie ci sprowadzili się tutaj w ciągu ostatnich kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Jedni relacjonują remont domu na wsi, który kupili parę dobrych lat temu i powoli przywracają chatce dawny blask (z reguły większa część tych, którzy tu przybyli, musiała zmierzyć się z tym wymagającym zadaniem), drudzy prowadzą lokalne biznesy, agroturystyki, a inni dokładają się do otoczki kulturowej. Każdy dotyka wszystkiego po trochu. Właśnie inspiracja tymi lokalnymi patriotami nie dawała mi spać i z tego powodu być może uda mi się spotkać z kilkoma z nich i opowiedzieć o ich wrażeniach z mieszkania tutaj, tak, jak z Anią w zeszły weekend http://www.rozmowki-kobiece.pl

Od zawsze nurtowało mnie pytanie, co tych ludzi (z często większych miast) tutaj sprowadziło? W czym się zakochali? Co dostrzegli, czego lokalsi nie widzą? To jest właśnie świetna sprawa, że ludzie z daleka przebyli setki kilometrów, włożyli i wkładają nadal wiele ciężko zarobionych pieniędzy w te wiejskie chaty.
Stare rustykalne budownictwo, o surowych i małych wnętrzach, jakby częściowo żywcem wyjęte sprzed 100 lat. W zimie nie wjedziesz tutaj bez napędu na 4 koła. Wiatr smagający dolinę jest tu od lat – już Niemcy w specjalny sposób budowali dachy, żeby stawiały jak najmniejszy opór często mocnym podmuchom powietrza znad gór. Piece kaflowe, drewniane szafy, obramowania drzwi, w których dzisiejszy wysoki człowiek się nie mieści, a obok normalne kuchenne sprzęty, które ma każdy – jak choćby lodówka. To w tych poniemieckich domach na strychach można było znaleźć wszystko – od ubrań po stare książki. Wszystko otulone kurzem i zapomnieniem.
W jednym z takich domków lata temu zagościł tato Anny, później ona wpadała tu w ramach kolonii, wakacji, aż w końcu postanowiła paręnaście dobrych lat temu (o ile nie więcej), że sprowadzi się tu na stałe. I co w takim miejscu robi Ania, oprócz tego, że prowadzi bloga? Zbiera zioła, owoce, leśne skarby i tworzy z nich cuda, które co jakiś czas można kupić na lokalnych targach rolnych. Do tego zajmuje się również rękodziełem: https://www.facebook.com/MythArteu/
W wolnych chwilach dogląda kóz, którymi zajmują się razem z mężem Darkiem, a który zawsze ma coś do roboty na podwórzu lub w chatce. W przerwie między codziennymi obowiązkami ugościli mnie kawą i ciastem w izbie kuchennej. Dowiedziałem się tyle ciekawego, że postaram się to streścić (a to i tak nie będzie wszystko). Z racji położenia – wystarczy wyjść na jedną lub drugą górkę i można podziwiać wschody i zachody słońca w całej okazałości. Do tego Anna często rano podziwia wędrującą stałą trasą chmarę jeleni – ta sama ścieżka, ta sama pora, niesamowity zegar biologiczny zwierząt. Dolina, którą widzieliście wyżej jest naturalnym amfiteatrem – echo i akustyka są naprawdę niecodzienne. Ania z Darkiem śmieją się, że gdy bateria w telefonie pada lub są problemy z zasięgiem, wystarczy głośno krzyknąć do sąsiada i na pewno usłyszy. Do tego – letnie koncerty w Leśnym Kurorcie obok nie wymagają dodatkowego nagłośnienia – muzyka roznosi się po dolinie. Od Ani dowiedziałem się, że kiedyś Niemcy stawiali specjalne znaki, dzięki którym można było rozpoznać miejsca, gdzie echo i akustyka są uwypuklone nad wyraz. Zostałem pozytywnie zaskoczony faktem, iż mimo odległości od siebie domostw w dolinie, ich mieszkańcy nie mają problemu, żeby np. wpaść latem do siebie na ognisko, mimo że w większości to ludzie, którzy przybyli tu z różnych stron Polski. Można? Można. W kraju, gdzie nieufność to często wspólny mianownik na wsiach (i nie tylko!) – w tych samych wsiach, gdzie jeszcze tuż po wojnie pomagano sobie przy żniwach. Do tego rodzynkiem w cieście były opowieści o miejscowych duchach, które ujawniają się np. przy okazji nieszczęśliwych zdarzeń w rodzinie (wędrujący „ludzie” nocą z latarkami), czy przy pojawiającej się listopadowej mgle. Są też bardziej zwykłe – jak te związane ze skrzypiącymi drzwiami i gasnącym nagle światłem, ale zdarzają się również niezwykłe – jak płacz dziecka, bodaj rocznej dziewczynki o imieniu Frieda, której ozdobną porcelanową płytę nagrobną znaleziono tu jakiś czas temu, a której duch czuwa nad chatką http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/11/mgowe-duchy.html
Pogadaliśmy również o tutejszych tajemnicach sprzed lat – jak np. o kamiennych wałach, o których pisałem niedawno, dziwnych nasypach na szczytach niektórych gór, a także…o ukrytym i pozostawionym przez Niemców w jednej ze średniowiecznych sztolni dziale kalibru ponad 80 mm. Wszystko to w dolinie i jej pobliżu, która usiana jest ruinami domostw, a których pozostało zaledwie kilka.
Tak sobie żyją spokojnie Ania z Darkiem, remont domu trwa tu wiecznie, ale powoli. Widoki z okien i podwórka, klimat wiekowych pomieszczeń, wszechobecna fauna i flora, a także błoga i wieczna cisza, muskana podmuchami wiatru – to wszystko rekompensuje wszelkie niedogodności życia w tym surowym miejscu, miejscu (jak to określiliśmy na pożegnanie) pełnym „optymistycznych świrów i wariatów”, bo tu mieszkają tylko osoby pozytywnie zakręcone 🙂
Gdyby Wam było mało zdjęć, zapraszam do bardziej-foto-relacji z tego miejsca: https://izerskiwloczykij.pl/2018/02/23/gierczyn-lasek-sladami-kopaln-kurortow-i-wymarlej-wsi/
Z pozdrowieniami dla Ani i jej męża, a także podziękowaniami za gościnę oraz fantastyczne historie,
Paweł