Niepodległa – to znaczy jaka?


W czerwcu napisałem pierwszy tekst z cyklu „Nie tylko o Izerach” – ten będzie kolejnym z powyższej serii. Uprzedzam więc, że znajdziecie tu, Szanowni Czytelnicy, bardziej moje luźne przemyślenia, spostrzeżenia niż kolejną propozycję trasy po Pogórzu. Końca dobiega polski Dzień Niepodległości – trochę o święcie, o górach, trochę o tym narodzie, zapraszam…

Długi weekend bez powrotu do Gryfowa, w otulonej smogiem Łodzi, sklepy zamknięte, słońce schowane. „Jak żyć?” Postanowiłem więc, że przeczytam jednym tchem „Nowy rozdział”, czyli najnowszą książkę Roberta Biedronia, ale też fragmentami kilka innych książek, które czekały na trochę wolnego („Stowarzyszenie umarłych poetów” i „Zapomniane tajemnice Karkonoszy”). Lektura najsłynniejszego polskiego rowerzysty-polityka-i wreszcie – geja, ale przede wszystkim wiecznie uśmiechniętego dobrego człowieka, daje naprawdę wiele do myślenia o nowej, odkurzonej Polsce. Celowo wybrałem święto narodowe na właśnie taką książkę. Tyle propozycji zmian, od stanowienia prawa po edukację i kulturę, że aż człowiek zaczyna wierzyć, że może być lepiej…no właśnie – może być, ale czy potrafimy, chcemy żeby było lepiej?

Pewien polski raper (Eldo) przed laty mówił tak: „(…) nie pytaj co Tobie da, lecz co Ty możesz zrobić dla niej”. (Swoją drogą to o nim mówiono, że mógłby być jedynym polskim raperem, którego teksty z powodzeniem dałyby radę w podręcznikach języka polskiego – są ponadczasowe i inteligentne).

Co więc mogliśmy zrobić dzisiaj dla Polski? Formy były różne: od marszów i biegów niepodległościowych po zwykłe wywieszenie flagi. W dobie kultury obrazkowej najlepiej jest strzelić sobie fotkę z barwami narodowymi i wrzucić na poziom mediów społecznościowych. Skoro każdy tak robi, to i ja – tłumaczą sobie ludzie. Konformizm, czy patriotyzm? Swoją drogą ciekawe, czy gdyby nie facebook, to ludzie tak chętnie obnosiliby się ze swoim przywiązaniem do kraju, nie sądzicie? Bo jak to tak – święto narodowe bez zdjęcia? Eee, to się nie liczy…Jakby ludzie chcieli udowodnić coś innym, a nawet sobie.

Inna sprawa, że Polki i Polacy kochają świętować i mieć dni wolne. Nawet Haloween jest coraz bardziej popularne między innymi z tego względu – umiłowania do zabawy (a przy okazji wrzucania zdjęć na facebook’a), a nie jakiegoś kultu rodem z USA.

Zaraz powiecie: – Zatoński, musisz szukać dziury w całym? Pomimo całej mojej skromności uważam, że samodzielne myślenie jest dziś wartością pożądaną, więc czemu mam nie szukać?  Czy więc świętowanie samo w sobie nie zasłania nam prawdziwych wartości? Wartości, które zna już coraz mniej ludzi, bo odchodzą z dnia na dzień pokolenia, które wiedzą co to niepodległość i wolność. Wiem, że ludzie potrzebują akceptacji, więc robią to, co inni a propos tych zdjęć z flagą. Okej – każdy …wuj na swój strój 🙂 A może warto przy tej okazji pogadać z najstarszymi członkami naszych rodzin, co dla nich znaczy niepodległość, wolność? Czy zdjęcie załatwia sprawę, czy zastanowimy się chwilę, czym jest niepodległość dla nas samych?

Poza umiłowaniem przez Polaków świąt, inna rzecz rzuca się w oczy – czy dla wyrażenia naszych emocji, myśli, musimy mieć pretekst w postaci święta? Wiadomo, że wtedy łatwiej, bo jak pisałem wyżej – wszyscy robią tak, to i ja tak samo. Czy miłość możemy wyrażać tylko w Walentynki? Czy umiłowanie w stosunku do kobiet tylko ósmego marca? Czy pomodlić się za zmarłych tylko pierwszego listopada? Czy złożyć życzenia tylko 24.12?

Ostatnia rzecz, która mi trochę nie pasuje, a której jednym słowem nie nazwę: dlaczego dzisiaj świętujemy, a mimo to i tak skaczemy sobie do gardeł? Dlaczego jednego dnia jesteśmy dumni z bycia Polką, Polakiem, a później z bohaterów robimy karłów, z Konstytucji świstek papieru, a z ziomków – wrogów? Mówimy, że niepodległość obchodzi sto lat istnienia, ale czy nie jest tak, że niepodległość tę naprawdę mamy od niecałych 30 lat i wciąż nie możemy się nauczyć z niej korzystać? Brakuje nam pokory i skromności, ale każdy uważa się za eksperta. Jesteśmy politycznie, demokratycznie niedojrzali – i mówię to jako 23-latek. Moi rówieśnicy również mają w tym braki, co pokazały niedawne wybory samorządowe i żałosna wręcz frekwencja młodych.

Czym dla mnie jest więc niepodległość, spytacie, skoro narzekam na tyle spraw?

Po pierwsze to możliwość życia w kraju bez wojen, niezależnego od innych państw. Wydaje mi się, że wielu straciło już rachubę wolności, a przecież ostatnia wojna na terenie Polski była tak dawno, że jak pisałem – coraz mniej ludzi pamięta prawdziwy smak wolności. Nauczmy się z niej korzystać, wszyscy, choć wiem, że doceniamy coś, gdy to tracimy, obyśmy nie musieli jej tracić.

Po drugie niepodległość to możliwość chodzenia po naszych pięknych okolicach, wdychania powietrza spływającego z Gór Izerskich w doliny Pogórza, rozsmakowywania się w lokalnych atrakcjach, zabytkach i produktach spożywczych. To wszystko bez granic, nie jest skrępowane czymkolwiek. Lokalny patriotyzm.

Po trzecie i ostatnie – niepodległość to poczucie pewnego obowiązku. Wsparcie starszej utykającej osoby na ulicy, kupno bułki bezdomnemu, ustąpienie miejsca w tramwaju, czy wreszcie pomoc rodzinie. Proste gesty, poczucie pewnej społecznej misji – to, że piszę takie teksty jak ten, że robię zdjęcia naszych pięknych ziem, że często nie zgadzam się z wolą Sejmu, że mam dość wielu rzeczy robionych w tym kraju na „odwal się” – to wszystko z troski o nasz kraj.

Nie muszę rzucać płytami chodnikowymi, nie muszę plugawić znaku Polski walczącej, nie muszę krzyczeć „Polska dla Polaków” (wszak ziemia jest nie tylko dla ziemniaków), nie muszę obrzucać się błotem, bo jestem za tą, czy inną partią (choć obecnie moja partia nazywa się samorząd i pan Biedroń).

Czy w tym kraju jest miejsce na normalność? Czy może pójść jeden marsz dla Niepodległej? Czy oprócz emanowania umiłowaniem ojczyzny na facebook’u stać nas na coś więcej niż tylko bierność?

„…lecz co Ty możesz zrobić dla niej”.