Z Rozdroża do kopalni, czyli śladami Wiedźmina


Wakacje w pełni, a jednak czuję się trochę jak typowy korpo-szczur, który szuka wolnego weekendu, żeby oderwać się od pracy w wielkim mieście i odreagować w górach. Udało się w końcu wrócić na weekend do domu, i choć tym razem bez aparatu, to postanowiłem, że słonecznej soboty nie spędzę, kisząc się bez celu w domowym zaciszu, ale wybiorę się w Izery. Nie ukrywam, że chciałem trochę odpocząć od ludzi, dlatego pierwotny plan wycieczki ze Świeradowa do Chatki Górzystów poszedł na bok – pomyślałem, że powtórzę wycieczkę z majówki i ruszę z Rozdroża Izerskiego przez Sine Skałki do Kopalni Stanisław. Do końca miałem dylemat, bo na radarze pogodowym zaczęły być widoczne chmury deszczowe nad Niemcami i Czechami, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Zapraszam na czterogodzinną wycieczkę śladami filmowego Wiedźmina…

Jeden z najpiękniejszych widoków w całych Górach Izerskich – wychodzisz z lasu z widokiem na Karkonosze i kopalnię Stanisław. [Wszystkie zdjęcia z wycieczki robiłem smartfonem,  trochę bolało, ale jakoś dało radę]

O 14.15 skończyłem pakowanie niedużego plecaka, do którego wrzuciłem pelerynę przeciwdeszczową, polar, flanelową koszulę na zmianę (jedną miałem na sobie, jak „studenty lat 80 i 90′”). Do  tego woda, parę ciastek zbożowych i dwa musy owocowe oraz oczywiście mapa Gór Izerskich w skali 1:25 000 – dokładniejszej nie znam, jest genialna. Poczciwa srebrna Micra przemykała z gracją w stronę Świeradowa i dalej, pamiętającą lata wojenne, Drogą Sudecką, aż do Rozdroża Izerskiego. Pamiętam, gdy będąc dzieckiem, jeździliśmy czasem z rodzicami do Szklarskiej Poręby, czy to na spacery, czy na obiad, a z lewej strony mijaliśmy dawne schronisko-sanatorium-prewentorium – starą ogromną chatę, która lata swojej świetności notowała już „za Niemca”. Polak zaniedbał, nic nowego. Parę lat temu zrównano ją z ziemią. Teraz jest tam wymowny, „łysy” plac. Z drugiej strony od lat istnieje parking, gdzie turyści z bliska i daleka zostawiają swoje automobile i cisną żwawo w góry. Tutaj też i ja miałem swoją destynację.

Z lewej parking, z prawej Droga Sudecka i pusty plac po schronisku

14.50 i czas najwyższy ruszyć w górę. Zatem w drogę. O tej porze nie spodziewałem się tłumów na szlakach. Jedni kończą obiad, drudzy wracają z gór, trzeci szykują się do ostatnich mundialowych meczów, a inni wyjeżdżają na lokalne festiwale regionalne.

Pierwsze kroki w świerkowej alejce, a w oddali majaczy charakterystyczna sylwetka dziury w „garbie izerskim” – kopalnia kwarcu Stanisław

Świerkowa alejka nie była jedyną, która mnie tego dnia gościła w swoich progach. Prawdziwy wysyp zanotowała naparstnica purpurowa, której róż budował prawdziwe ogrodzenie każdej ścieżki.

Ruszyłem żółtym szlakiem w stronę Rozdroża pod Kopą/Samolotu. Po drodze mija się źródła Kwisy, które wyglądają całkiem efektownie.

Droga jest dość niewymagająca, wręcz monotonna. Las wydaje nam się raczej miejscem spokojnym, bezpiecznym. Nie zawsze tak jest. Ku przestrodze turystów stoi pomnik tragicznie zmarłego leśniczego, który 9.06.2003 r. odszedł z tego świata w efekcie nieszczęśliwego wypadku przy pracach leśnych.

Dalsze podejście zwane jest Drogą Panoramiczną. Nazwa niestety jest nieadekwatna do rzeczywistości. Panorama jest już ledwie widoczna, młode świerki niestety robią swoje. Kolejny zaniedbany punkt widokowy. Będę na to zawsze narzekał, bo Izery oferują tych punktów całkiem sporo, a dosłownie z kilku pozostał świetny widok – inne zabiera nam przyroda.

Tak jak się spodziewałem – tego dnia nie spotkałem zbyt wielu turystów. Jednymi z pierwszych, na których się nadziałem była para rowerzystów z Warszawy, którzy odpoczywali akurat na boku Drogi Panoramicznej. Małżeństwo 35-latków, którzy postanowili naładować baterie w Izerach w ciągu 7 dni. Wręczyłem im moją blogową ulotkę, ale zatrzymali mnie na chwilę i spytali o drogę do Jakuszyc. Doradziłem im kierować się na kopalnię Stanisław i ruszyłem dalej. Po kilkunastu minutach dogonili mnie. W międzyczasie zreflektowałem się, że w sumie łatwiej im będzie orientacyjnie pojechać żółtym szlakiem do końca, do Chatki Górzystów, a następnie cały czas prosto, przez Orle, zjechać do Jakuszyc. Ja szedłem, oni jechali obok i tak ucięliśmy sobie kilkunastominutową pogawędkę na temat Gór Izerskich. Opowiadali, że nocują w Szklarskiej i jutro jadą do domu. Połazili i pojeździli trochę, ale bardziej po Karkonoszach niż Izerach. Kolejna nieuświadomiona para turystów – pomyślałem sobie. Zacząłem im zdradzać po kolei izerskie ciekawostki – słuchali z zaciekawieniem, bowiem o wielu z nich nie przeczyta się w Wikipedii i tego typu stronach. Dowiedzieli się o naleśnikach w Chatce Górzystów, o tajemnicach z czasów II wojny światowej, o wilkach, które powoli znajdują swój dom w Izerach. W Izerach byli pierwszy raz. Do tej pory góry te były im znane jedynie z podręczników do geografii, gdzie uczyliśmy się o klęsce ekologicznej w Izerach. Tak razem dotarliśmy do ww. rozdroża/samolotu, gdzie pożegnaliśmy się – oni ruszyli w stronę Chatki, a ja ostro w lewo skręciłem w czerwony szlak, który miał mnie zaprowadzić do Sinych Skałek.

Tak wygląda podejście z wspomnianego rozdroża w stronę Sinych Skałek

Podejście jest już bardziej nużące, bo idzie się dość długo pod górę praktycznie prostą drogą. Przed samymi skałkami rozdałem kolejne ulotki blogowe i postanowiłem zrobić sobie chwilę przerwy, uzupełnić energię. Była 16.15.

http://www.national-geographic.pl/fotografia/gory-izerskie-16

Tutaj też kręcono kilka scen do Wiedźmina i końcowe kadry do teledysku piosenki Gawlińskiego i Ciechowskiego „Nie pokonasz miłości” z Geraltem w roli głównej (dla ciekawskich – sprawdźcie sobie na youtube). Punkt widokowy  1122 m.n.p.m. nosi nazwę Wiedźmina. To najwyższy punkt na dzisiejszej trasie. Widok zapiera dech w piersiach. Z prawej w dole widać Świeradów, nieco w lewo Stóg Izerski i Smrk, a na dole z lewej Halę Izerską, gdzie znajduje się Chatka Górzystów. Totalny bezkres. Widać jeszcze skutki katastrofy biologicznej, która nawiedziła te ziemie w latach 90.

Dziesięć minut trwał odpoczynek i ruszyłem dalej. Ciemne chmury znad Niemiec były dość dobrze widoczne, a i chciałem wrócić na kolację do domu. Zauważyłem u siebie ciekawą rzecz. Idąc z Sinych Skałek w stronę kopalni, spoglądałem się co i rusz za siebie, licząc że im mniej ludzi spotkam i zobaczę, tym lepiej. Po coś w te góry idzie się samemu, prawda? Szuka się wyciszenia, gada się z samym sobą, życiowe problemy okazują się z tej perspektywy znacznie łatwiejsze do rozwiązania niż są w rzeczywistości. Człowiek znajduje odpowiedź na wiele pytań. Koncentruje się lepiej, wręcz medytuje. Co jakiś czas tylko niczym duchy górskie śmigali mi przed oczami rowerzyści, pędzący z gór w dół na złamanie karku.

Jeden z piękniejszych kadrów tego dnia – zawijająca się droga bez końca z Sinych Skałek w stronę kopalni Stanisław. Chmury tylko dodawały jej uroku.

Po drodze spotkałem dwie studentki – również obdarowałem je ulotką i zszedłem w stronę turystycznego schronu. Już z daleka widać, że jesteśmy w Polsce – napis „nie śmieć w górach” jest bardzo wymowny.

Trawnik na dachu – to lubię!

Usłyszałem kroki z prawej strony. Ktoś szedł czerwonym szlakiem w stronę tej chatki. Przyspieszyłem kroku, za sobą słysząc człapanie butów w tym samym rytmie, co moje. No nie – pomyślałem – to ja chcę uciec od ludzi, a oni jeszcze mnie gonią. Przyspieszyłem dwukrotnie i w końcu moje uszy zanotowały, że ów gość skręcił do lasu w prawo, a ja poszedłem prosto w stronę kopalni. Uff – znowu sam.

Po pewnym czasie lekkie podwyższenie wyłożone drobinkami kwarcu, a dalej jakby przepaść. Tutaj zaczyna się kopalnia, a widok jest nie do opisania. Spójrzcie sami.

Te krajobrazy zawsze kojarzą mi się z drugim końcem Rosji, czy północą Stanów Zjednoczonych. Po chwili w dole, z lewej strony naszym oczom ukazuje się ogromna brama w górach. Prawdopodobnie jedna z największych w Europie i jedna z najwyżej położonych.

Ciemne chmury z lewej strony nie pozwoliły mi na dłuższą przerwę przy kopalni. Dziarskim krokiem ruszyłem dalej, w stronę budynków gospodarczych.

Charakterystyczny księżycowy krajobraz po dawnej kopalni
…a patrząc w prawo znowu mamy okazję podziwiać panoramę Karkonoszy [reklama bloga gratis:) ]

Jak już mówiłem – starałem się stronić od większych grup turystów, dlatego gdy zobaczyłem ekipę 9 osób na rowerach i obok 4 piechurów, postanowiłem uciec stąd skrótem w wąską leśną ścieżynkę, która miała mnie doprowadzić do Wieczornego Zamku i Zwaliska. Na placu niżej wieży z nadajnikami podejdźcie w stronę lasu – od razu zobaczycie skrót, bo z oddali go nie widać.

Wąską alejką od kopalni idzie się następnie w stronę Rozdroża pod Zwaliskiem, skąd zielonym szlakiem schodzimy do Rozdroża Izerskiego

Po drodze mija się dość sporo grup skalnych – z niektórych jest co prawda przeciętny (ale jest!) widok w stronę Kopańca i Starej Kamienicy.

Za 5, 10 lat świerki zrobią swoje i z panoramy wiele nie zostanie
Podoba mi się ta ścieżka – wije się wśród świerków i skałek, ludzi tu się raczej nie spotyka, tylko śpiew ptaków i szum wiatru. Słyszy się też samego siebie i widzi swoją „ciemną stronę”

Po jakimś czasie widzimy strzałkę ze skrętem szlaku zielonego w lewo, ale tam znajdują się tylko krzewy kosodrzewiny i sporo błota. Trzeba podejść kawałek do przodu, aż do  takiego słupka z drogowskazami:

To lubię, od razu wiadomo, ile czasu zajmie nam wędrówka w dane miejsce. „Wincyj, wincyyyj!”

Skręcamy ostro w lewo w zielony szlak, którym udajemy się do Rozdroża Izerskiego. Początkowa wąska dróżka, a następnie dziki zjazd między drzewami, strumykami, kamieniami – kolana i stopy zaczynają dawać o sobie znać. Z reguły podchodzenie jest wygodniejsze od schodzenia…i to po takiej dziczy.

Na ostatniej prostej do rozdroża po prawej stronie od strony gór spotkamy jeden z kilkunastu, o ile nie kilkudziesięciu pomników sprzed lat, które upamiętniają tragiczne górskie historie. Parę dobrych metrów za tym kamieniem znajdziemy nagrobek leśniczego, który w listopadzie 1890 roku zginął tutaj od kuli kłusownika. Ciekawą sprawą jest grupa ludzi – tzw. lokalsów, która zajmuje się hobbystycznie odnawianiem takich pomników. Szanuję ich z całego serca. Dzięki nim Izery zachowują po części swoją wielowiekową tożsamość.

Około 18.10 byłem na Rozdrożu Izerskim. Ostatnie rozdane ulotki blogowe i w drogę do domu. Pogoda dopisała, nogi dały radę, a kolejne osoby usłyszały o blogu. Do tego litry izerskiego powietrza w płucach, dobry nastrój i poczucie spełnienia. Sobota in plus!