Dzisiaj kolejny raz zabiorę Was w miejsca absolutnie warte zobaczenia, dosłownie rzut beretem od Świeradowa. Tym razem mowa będzie o punktach widokowych, będących jednocześnie małymi skałkami, które gwarantują jedne z najlepszych panoram na Przedgórze Izerskie i samo uzdrowisko u stóp Stogu Izerskiego, czyli o Skałkach Zakochanych i Sępiej Górze. Te pierwsze schowane są w drobnym zagajniku na zachód od wioski Kotlina, a wspomniana góra to ten wielki masyw, który widzicie z lewej strony, wjeżdżając do Świeradowa od strony Mirska i Orłowic. Opowiem Wam również o napotkanych turystach, którym pomogłem wybrać kilka miejsc godnych zwiedzenia w okolicy oraz o nietypowej „turystce” na szlaku, która potrafi doprowadzić człowieka do szpitala. Gotowi na wędrówkę? Zapraszam!

Niedzielny poranek miał już na siebie plan od sobotniej nocy, kiedy wraz z panną E. (koleżanką z czasów liceum) w braku planów na ostatni dzień weekendu, postanowiliśmy urządzić sobie krajoznawczy spacer po okolicach Świeradowa-Zdroju. Wybór padł na maleńką wioskę Kotlina, gdzie na samej górze mieliśmy zostawić autko i pomaszerować wzdłuż ruin dawnego schroniska Kesselschlossbaude do Skałek Zakochanych, a następnie odbić na południe i powędrować w stronę Sępiej Góry. A miejscowość Kotlina leży tutaj:


Od razu, gdy wysiedliśmy z auta, Panna E. zobaczyła w ruinach dawnego schroniska całkiem sporo podbiału (łatwo go rozpoznać po żółtych kwiatkach wielkości dużego paznokcia). A że panienka interesuje się zielarstwem (tak, w tym wieku – rzadkość, prawda?), to spytała czy mam jakąś torebkę, to sobie pozbiera…ale ostatecznie pozbierała w drodze powrotnej. Na lewo i prawo mijaliśmy spalone i zniszczone ruiny schroniska, które kiedyś było jednym z największych i najpiękniejszych w tej okolicy, a widok z niego był po prostu bajką.

Tak prezentował się widok znad zabudowań schroniska – od lewej na horyzoncie: Mirsk, Gryfów, wzgórze z zamkiem Gryf

A wyżej widok z lotu ptaka na całe zabudowania – willa, schronisko, domy noclegowe. Dzisiaj znajdziemy już tylko ruiny zameczku (to ten budynek w prawym górnym rogu) oraz tego ciągu zabudowań na środku. Lata nieużytku i pożar zrobiły swoje, a jeszcze na początku lat 2000′ schronisko miało swój dach. Dzisiaj po tych wszystkich alejkach praktycznie nie ma śladu, trzeba mocno wytężyć wzrok, żeby je dostrzec w gęstwinie. A pewnie sporo osób z regionu jeszcze pamięta tutaj ośrodek harcerski i wakacyjne czasy sprzed lat.
Ja, przygnębiony widokiem ruin, i E. zainteresowana lokalnymi roślinkami w zgliszczach, ruszyliśmy przed siebie, by po około 200 metrach wyjść na dość sporawą polanę, mając na godzinie pierwszej bardzo gęsty młodnik dębowy. Był tak gęsty, że ścieżka w nim przypominała labirynt albo jakieś wejścia w baśniowych filmach.

Ciężko się wchodzi na Skałki Zakochanych, są dość strome, niejednolicie pochyłe i mają mało punktów zaczepienia, o które można oprzeć buty. A gdy się ma jeszcze statyw z aparatem, plecak ze sprzętem i wiatr daje się we znaki – jest niewygodnie…ale, ale – jakie widoki można tu podziwiać. Już teraz twierdzę, że to będzie mój top 5 pod względem punktów widokowych w Izerach i okolicach. A poniżej efekt zestawienia ze sobą 10 pionowych kadrów, spójrzcie sami:

Po zrobieniu takiego zdjęcia można było schodzić ze skałek i wracać na polanę. Kiedy wyszliśmy z magicznego dębowego lasku, panna E. zobaczyła coś szarego tuż przy ścieżce, z lewej strony. Aż mnie zamurowało – na słońcu wygrzewała się najprawdziwsza żmija zygzakowata – jedyny jadowity wąż w Polsce, więc ostrożnie nastawiłem aparat i szanowny gad zaczął mi pozować.
Po chwili żmija się odwróciła i wsunęła się w gęstwinę. Była dość długa – na oko miała z 65, 70 cm.
Szybkie pakowanie sprzętu i podejmujemy decyzję, że idziemy na Sępią Górę pewnym skrótem – prosto z ww. polany.


Szliśmy jeszcze niecałe pół godzinki i widać w oddali zadrzewione skałki z chatką drewnianą obok. To Sępia Góra. Trafiliśmy tam na starszych kuracjuszy ze Świeradowa – chyba całą rodzinkę. Jako że wygrzewali się na szczycie, jak jaszczurki, musiałem ich przeprosić i przepchać się ze statywem na skraj skałek. Powiedziałbym, że widok jest genialny…ale – tu mam żal do odpowiednich osób, że nie szanuje się takich punktów widokowych, bo od strony Świeradowa drzewka zaczynają wcinać się w kadr i zasłaniają całkiem sporo, ale jeszcze, mimo wszystko, dużo widać. Aparat w dłoń i jedziemy. Ale najpierw krótka refleksja ze szczytu. Ci starsi kuracjusze wyglądali na starsze małżeństwo i ich dzieci albo syna z żoną. Starszy pan również robił zdjęcia, popalał fajkę i wygrzewał się na skałkach. Zagadałem ich i wyszło na to, że są w Świeradowie, korzystają z kuracji…ale nie wiedzą nic o okolicach! Gierczyn, Antoniów – takie perełki, a oni pierwsze słyszą. Coś tam kojarzyli Zamek Gryf i ledwo kapliczkę w Proszówce. Wymieniałem im wszystkie atrakcje w okolicy, o których nikt im pewnie nie mówił – tylko słuchali i kiwali z niedowierzaniem głową. Widzicie, Czytelnicy – brakuje przewodników w Świeradowie! Wiadomo, że na Stóg każdy doprowadzi, ale po tych okolicznych wioskach? Nikt. Później spotkałem jeszcze turystów, którym poleciłem Skałki Zakochanych – pomyślałem, że para młodych ludzi, to akurat odpowiednie miejsce dla nich – też nie wierzyli mi, że znam takie miejsca, ale podziękowali. Nie odbierajcie tego jako brak skromności z mojej strony, ale cieszyłem się, że odkryłem tajemnice naszych ziem choć kilku turystom. To bardzo budujące 🙂 A teraz pora na widoki z Sępiej Góry, na zdrowie:



A na deser – panorama!

I z takim widokiem Was zostawiam. Tak, jak pisałem – te dwa punkty widokowe obok kapliczki w Proszówce, Gierczyna i zamku Gryf będą moimi ulubionymi w tej okolicy. Wybrałem się o najgorszej porze do focenia, bo przed południem jest mętne powietrze, a słońce ostro świeci, ale już widzę zdjęcia zachodu z tych miejsc – poezja. Cała wycieczka, łącznie z robieniem zdjęć, zajęła nam jakieś 4 godziny – od 9.00 do 13.00. Polecam 😉 i do usłyszenia, Włóczykije!