Zawsze w górę. Na taką sentencję spoglądałem przez trzy lata mojej licealnej przygody. Człowiek patrzył na to tak trochę bez przekonania. Chyba wynikało to z tego, że etap tzw. świadomego życia zaczął się u mnie właśnie dopiero pod koniec szkoły średniej. Każdy z nas ma w sobie coś takiego, że stawiamy sobie cele i do nich dążymy. Każdy. Nawet ten leń na kanapie, bo jeszcze w sobie tego nie odkrył. Być może nigdy nie odkryje, ale to coś siedzi w człowieku i tylko czeka na odkrycie. Natomiast na drugim biegunie serialowego Ferdka Kiepskiego są himalaiści, którzy „to coś” odkryli w sobie, a częstokroć i zapłacili za to najwyższą cenę. Tak, pewnie domyślacie się o kogo mi chodzi, ale nie będę się rozpisywał o tym, co słyszycie w mediach. Ilu Polaków – tylu ekspertów. W rozwinięciu artykułu na początku wrzucę Wam dwa linki do naprawdę mądrych materiałów odnośnie pasji himalaistów, wszystko z pierwszej ręki. Do tego kilka moich przemyśleń na temat m.in. pokory w górach – czy się z nimi zgodzicie? Być może – sami się przekonajcie…

https://www.youtube.com/watch?v=4idq4Dj9XqE&t=1s
Od najmłodszych lat niezbyt dojrzały proces edukacji szkolnej wymusza na nas, jeszcze nieopierzonych pisklakach, abyśmy rozumieli, jaki ten naród jest ciemiężony, setki porażek, mesjasz Europy i takie tam marudzenie. Pesymizm do potęgi. Dlaczego nie chwalimy się czymś pozytywnym, tylko zawsze porównujemy się do Europy Zachodniej…i zawsze wypadamy gorzej? Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że brawurową akcję ratunkową Polaków w ostatnich dniach na zboczach Nanga Parbat, przeprowadzoną w rekordowym tempie, po ciemku, po oblodzonych ścianach, opisywały czołowe światowe media. Tak samo jak lata temu opisywano bohaterstwo polskich lotników w Bitwie o Anglię. Teraz, w dobie Internetu, mediów, kultury obrazkowej – mieliśmy szansę na bycie usłyszanym w odbiornikach milionów obywateli naszej planety. Nie wiem, jak Wam, ale mi jest naprawdę…może nie miło, że piszą o naszych ziomkach, ale jestem dumny, że Polska ma w sobie coś takiego, że zawsze potrafi wykuć stalowe, niezniszczalne i odporne na wszystko charaktery. Kto zdobywał Monte Cassino? Kto prowadził super-tajne misje na Bliskim Wschodzie? Kto podjął się akcji ratunkowej w Himalajach? Cały czas ten sam naród, który nie oczekiwał niczego w zamian, ale walczył o sprawę. O Monte Cassino walczył mój wujek. O duet Revol-Mackiewicz walczyła już nie moja rodzina…czekajcie. Rodzina. Polska rodzina. Bo przecież >>>
W górach nie ma podziału na PO i PiS. W górach nie liczy się to, kto jest katolikiem, a kto muzułmaninem. W górach, nawet tych Izerskich, najmniejszych – ludzie pozdrawiają się wzajemnie i witają się ze sobą. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy przyjdzie na „górzystę” czas. Bywały przypadki, że na wysokości 1300 metrów w polskich górach ludzie zamarzali na szlaku.
Góry wreszcie wydobywają z człowieka całe wnętrze. Obnażają nasze wady i uwypuklają zalety. Pokazują człeka takiego, jakim jest naprawdę. Tu nie liczy się Twój portfel, najlepsze perfumy, smartfony, czy ciuchy z wielkomiejskich galerii. Góry to miejsce, gdzie człowiek jest tylko gościem i to od gospodarza zależy, jak zostanie przyjęty. Idąc w gości wypada wszak zachować pokorę, kulturę i takt. Nie licząc miejsc typu Morskie Oko, gdzie niestety zatrzęsienie niedzielnych turystów jest ogromne, to z reguły góry są miejscem dla ludzi świadomych, ambitnych, mierzących zawszę w górę – semper in altum. Góry to także świetna szkoła. Uczy, co zrobić, gdy pogoda diametralnie się zmienia, jak wyznaczyć Północ i „zorientować” mapę, jakie ubrania zabrać do plecaka „na wszelki wypadek”.
Góry to jedno z ostatnich miejsc, gdzie można poczuć się pierwotnie, zwłaszcza, gdy spróbujecie zejść na chwilę ze szlaku i pójść inną niż zazwyczaj ścieżką, która ledwo co jest zaznaczona na mapie i nie ma gwarancji, że znajdzie swój koniec w dobrze oznakowanym szlaku. A co dopiero w nocy. 99% wzięłoby ze sobą pieluchy. Dlaczego nie sto? Bo ten jeden procent miałby zafajdane gacie i nauczkę, żeby brać pieluchy następnym razem 🙂 Nie mówię, że ja nie. Wszechogarniająca cisza, nagłe szelesty w krzakach nieopodal, setki drzew dookoła, leśne przepastne ostępy, w które człowiek praktycznie się nie zapuszcza. To zakamarki dla ludzi z charakterem.
Takie malutkie, dzikie Izery potrafią dostarczyć naprawdę wielu wrażeń, a co dopiero Himalaje – góry osiem razy wyższe od tych wokół Świeradowa-Zdroju. Przeczytałem ostatnio, że „w Himalaje zimą zapuszczają się tylko Ruscy, Polacy i pojeby”. Po himalaistach widać, że to ludzie, którzy niczego się nie boją, bo czego mają się bać, gdy przeżyli wszystko na takiej wysokości, że przeciętny Polak nie przeżyłby godziny. Od kilku dobrych miesięcy planowałem kupno książek o Jerzym Kukuczce, Piotrze Pustelniku i Adamie Bieleckim. Wszystkie zbierają setki pozytywnych recenzji i już wiem dlaczego są zasłużone. Przynajmniej jedna z nich powinna być lekturą obowiązkową w szkołach. Przykład wielu z nich, himalaistów, czy nawet sportowców tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że większość polskich sukcesów rodzi się z reguły w biedzie, a na pewno w latach wyrzeczeń, zawzięciu, poświęceniu życia, a często i rodziny. A wszystko to bierze się z pasji, bez której życie ludzkie jest pozbawione kolorów. Tomasz Mackiewicz podzielił los wielu polskich himalaistów, którzy godnie zakończyli żywot na „Dachu Świata”. Godnie, bo robili to, co bezgranicznie kochali, na szali postawili cenę najwyższą, ale do końca wyznawali zasadę „semper in altum” – zawsze w górę.
W górach musisz wykonać pewien wysiłek bez zapłaty. Jest to mistyka, szukanie czegoś wyjątkowego. Do tego trzeba mieć wyobraźnię i filozofię życiową. Nie każdego na to stać, nie każdemu się chce. Bo w górach nie ma granic, tam się szuka wolności. A samo przebywanie w górach łagodzi, eliminuje agresję. Są elementy rywalizacji, ale rywalizacji z wyznaczonym celem, a nie z przeciwnikiem. – Krzysztof Wielicki (polski himalaista, jeden z najlepszych. Żyjących.)