Widziany z kilkudziesięciu kilometrów mały biały punkcik na szczycie bazaltowego wzgórza, z bliska okazuje się drobniutką, ale niepowtarzalną barokową budowlą sakralną. Jadąc z Jeleniej Góry w stronę Gryfowa po prostu nie można nie zobaczyć kapliczki w Proszówce, dumnie wznoszącej się na sąsiednim wzgórzu, w stosunku do ruin zamku Gryf. Gdziekolwiek w Polsce byście nie spytali o Zamek Królewski na Wawelu – to praktycznie każdy będzie wiedział o co chodzi. Tak samo jest w gminie Gryfów – tutaj, gdy komuś mówię, że jadę na kapliczkę, to od razu wiadomo o jakie miejsce chodzi. No dobra, ale dlaczego jest takie wyjątkowe? Niby zwykła, biała kaplica i tyle…
– Co robił tu na rowerze przyszły papież Jan Paweł II? Dlaczego niepozorna mysz uratowała tutejszy potężny ród Schaffgotschów? Co to za czarna skała, na której stoi kaplica i dlaczego nie znajdziecie takiej w pozostałych regionach Polski? I jak zawsze – całość uzupełniona zdjęciami mojego autorstwa. Zapraszam 🙂

Nieopodal Gryfowa, na bazaltowym wzgórzu, stoi kapliczka – Leopolda imieniem, o zachodzie, w promieniach pomarańczy i różu. Zalety tego miejsca Wam dzisiaj wymienię.
Już na zdjęciu w nagłówku widzicie kapliczkę pod kaplicą, a pod krzyżem głaz, są na nim wyryte są słowa Jana Pawła II: Pilnujcie mi tych szlaków oraz napis Bolesławiec-Szklarska Poręba 2.09.1956 r. Grupka młodych naukowców z Krakowa postanowiła wybrać się tu, na Dolny Śląsk. Wśród nich był i 36-letni ks. Karol Wojtyła. Podróżnicy na rowerach podczas pierwszych pięciu wrześniowych dni 1956 roku przebyli trasę Bolesławiec-Świdnica, by 2 września w drodze z Lubomierza na Zamek Chojnik minąć Proszówkę z widokiem na kaplicę św. Anny. Mieszkańcy postanowili więc po latach, by to wydarzenie upamiętnić – w postaci piaskowcowego głazu, postawionego tutaj w 2009 roku. Przez miejsce to prowadzi wytyczony w okolicy Szlak Papieski – z oczywistych względów papieski, bo wszyscy wiemy, kim rowerzysta-ksiądz Karol został po kilkudziesięciu latach od pamiętnej eskapady 🙂
Po tej niecodziennej opowieści pora wyjaśnić „nietutejszym”, gdzie tak dokładnie kapliczka się znajduje:

Wiemy, że był tutaj przyszły papież, wiemy, jak dotrzeć do kapliczki, więc pora na historię jej powstania, z którą wiąże się romantyczna, wręcz niesamowita legenda:
Było lato 1656 roku. Krzysztof Leopold von Schaffgotsch, wybrał się ze swoją małżonką, którą niedawno poślubił, na spacer. Droga prowadziła przez wzgórze sąsiadujące z wzgórzem zamkowym. Kiedy młoda para wracała już do zamku Gryf, okazało się, że zgubili ślubną obrączkę. Zaniepokojeni, starannie przeczesali ponownie swoją trasę, ale bez skutku. Mieli w tyle głowy przepowiednię miejscowej ludności, zgodnie z którą: jeśli pierścień się nie odnajdzie, to ród Schaffgotschów wkrótce wymrze.
Minął rok i młoda para wybrała się znowu w to samo miejsce na wzgórzu niedaleko zamku. Służba przygotowywała właśnie miejsce pod piknik, ale nagle z kępy długich traw wyleciała wystraszona myszka. Małżonka Leopolda wzdrygnęła się początkowo, mając przed sobą to niezbyt popularne wśród kobiet stworzenie, a widząc to, jeden ze służących chciał zadeptać mysz. Kobieta jednak powstrzymała go, myśląc na głos, że może akurat przyniesie im jeszcze szczęście. Myszka szybko zniknęła w krzakach. Gdy już Schaffgotschowie delektowali się przepięknym widokiem na góry i piknikową strawą, mysz wróciła…trzymając w pyszczku zaginioną obrączkę! Krzysztof Leopold, dziękując za to cudowne odnalezienie pierścienia, wybudował kaplicę, którą poświęcił św. Leopoldowi, na pamiątkę swojego patrona.

Słyszałem, że niedawno kapliczkę wybrano na miejsce oświadczyn – gratuluję pomysłu, młodzieńcze! 🙂
Od 2008 roku na przełomie czerwca i lipca kapliczka stanowi metę wyścigu MTB, który rozpoczyna się na gryfowskim rynku, a którego finisz to mordercza wspinaczka na kapliczne wzgórze [jak widać, to miejsce ma szczęście do rowerzystów 🙂 ]

A skoro już jesteśmy przy krzyżach, to odbywa się tutaj (również corocznie) inna…no może nie impreza, ale wydarzenie religijne, gdy kaplica tylko ten jeden raz jest otwarta dla wiernych i turystów. Chodzi o mszę odpustową ku czci św. Anny (Kaplica Leopolda na Wzgórzu Św. Anny). Zazwyczaj jest to pierwsza niedziela po 26.07 danego roku.

Kapliczka (początkowo drewniana, przypominająca kaplicę św. Wawrzyńca na Śnieżce) została poświęcona przez biskupa wrocławskiego dnia 6.06.1666 r. (same diabelskie szóstki w dacie nie mogły wróżyć nic dobrego)…budowla spłonęła w noc świętojańską 1779 roku, możliwe, że od któregoś z ognisk, które palili świętujący mieszkańcy. Rok później już stała tutaj nowiutka, odbudowana w stylu barokowym świątynia, którą możemy podziwiać do dzisiaj.

Po drugiej stronie, za kapliczką, jest małe urwisko, a za moimi plecami (w czasie robienia tego zdjęcia) znajduje się dość głęboki i duży lej bazaltowy, wypełniony wodą, uważajcie żeby tam nie wpaść! – przed laty wydobywano tu tony bazaltu. Ziemie te są niezwykle bogate w tę skałę i drugiego takiego regionu „powulkanicznego” w Polsce nie znajdziecie…ale o wygasłych wulkanach w tej części Polski opowiem innym razem, choć tym razem tylko przypomnę, że właśnie na takim wzgórzu stoi kaplica. Bazalt w XIX wieku był tutaj najlepszym budulcem wszelkiego rodzaju dróg i chodników. Do dzisiaj w Gryfowie i okolicach zachowało się wiele tego rodzaju konstrukcji o grafitowo-granatowym kolorze – czyli kolorze bazaltu.

I co mam Wam jeszcze napisać, żeby Was zainteresować tym miejscem i zaprosić do jego odwiedzenia? 🙂 Na koniec moje dwa ulubione zdjęcia – w nagrodę dla tych, którzy doczytali artykuł do końca.


Dziękuję za uwagę, życząc Wam wszystkim, żebyście choć raz w życiu odwiedzili to miejsce, bo ci którzy byli już tutaj – wrócą tu jeszcze wiele razy, tak jak ja.