„Niebo z moich stron”


Zanim zaczniesz czytać artykuł, pomyśl sobie, Czytelniku, co kilka lat temu miałeś pod nosem, czego nie doceniałeś, a teraz już masz z tym sporadyczny kontakt albo w ogóle – znikomy – osoby bliskie, chłopak, dziewczyna, ulubiony gadżet, sprzęt sportowy, wciągające hobby – co tylko chcesz…

Czwarty rok studiów w Łodzi ma się w najlepsze, a że prawo jest wymagającym i ciężkim kierunkiem, to i zapach domowego poddasza staje się czymś coraz bardziej wymarzonym, wręcz wyimaginowanym – tym bardziej, że gdyby nie moi przyjaciele (jeśli to czytacie – serdeczne Was pozdrawiam, Kamilu i Igorze), to podróże weekendowe do i z domu rodzinnego byłyby ośmiogodzinną męczarnią w autobusach i pociągach. Czasami wraca się co trzy tygodnie, czasem co miesiąc. Im rzadziej bywam w rodzinnych stronach,  tym bardziej za nimi tęsknię. Jeśli ktoś z Was chce w praktyce dowiedzieć się, na czym polega przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie(…)”, to ten sposób jest genialny w swej prostocie. Dopiero teraz, myśląc o tym, gdzie jeszcze warto przejechać się rowerem, gdzie zabrać aparat, uświadamiam sobie bogactwo atrakcji naszego regionu. Pokazując znajomym zdjęcia z tych malowniczych stron, dopiero mogę przejrzeć na oczy i faktycznie powiedzieć sobie – kurczę, 90% znajomych z Łodzi oddałoby wiele, żeby spędzić tu choćby i parę wolnych dni…ale to chyba już tak jest, że mieszkając w danym miejscu, powszednieje nam ono, a my przyrastamy do „biurka/kanapy”, nie zwracając uwagi na „niebo z moich stron”, o którym śpiewały Czerwone Gitary…

Za młodu (już stara dupa ze mnie 🙂 ) fascynację wzbudzał we mnie sąsiad, myśliwy – ś.p. pan Andrzej Wesołowski, który często do nas zachodził, wracając lub idąc na łowy – opowiadał o swoich przygodach łowieckich, o przyrodzie, o życiu. Równocześnie rodzice zabierali mnie na grzyby, czy po prostu na spacery do niewielkiego lasu naprzeciw domu – do tego samego, które za łowisko uważał pan Andrzej. Zamiast bajek oglądałem filmy przyrodnicze, a w weekendy wałęsałem się z tatem po okolicznych polach, łąkach i zagajnikach. Stąd sentyment do tego miejsca, o którym dzisiaj Wam opowiem kilkoma fotografiami…

Płot odgradzający pole przed domem od ogromnego wybiegu dla koni
„Drzwi” do Narnii
Jaki kraj – takie „papugi”. Po niebieskich elementach skrzydeł rozpoznacie sójkę zwyczajną – „leśnego krzykacza”
Brama do puszczy – saren, lisów i dzików u nas pod dostatkiem, a dawniej również i całkiem sporo zajęcy.
Wszechobecną ciszę przerywa stukot dzięciołów dużych – oprócz tego  na zdjęciu spotkałem jeszcze trzy
Jurassic park
Uroki złotej polskiej jesieni, czyli babie lato

Zanim spadnie, chce wykorzystać ostatnie promienie jesiennego słońca
W dole dolina Kwisy we wsi Wieża, a w oddali powulkaniczne wzgórza w Proszówce (w ilu miejscach w Polsce znajdziecie tyle bazaltu, co w tej części Dolnego Śląska?)
Ze skraju lasu widać nawet Śnieżkę – w dole czerwony domek to żywcem ściągnięty scenariusz z serialu Ranczo – przyjechali zza oceanu, wyremontowali stary dom na końcu wsi i teraz ta urokliwa chatka wita przyjezdnych od strony Mirska i Zacisza (tak, tak – Zacisze – u nas nawet nazwy są spokojne)

Korzystajcie z wolnego czasu – nawet jeśli macie go mało. Pójdźcie na spacer, nawet po najbliższej okolicy, a jeśli będziecie mieli możliwość odwiedzin cioci, babci w podgórskiej wiosce, nie musicie koniecznie zdobywać szczytów – taki krótki wypad po Pogórzu również może dostarczyć niesamowitych wrażeń (co mogliście zobaczyć w artykule), a pamiętajcie, że 90% turystów wybierze samo wędrowanie po górach.