Śmierć w Izerach…


Czas poświęcony Wszystkim Zmarłym sprawia, że ludzie już nie tak niechętnie rozmawiają o jednej z dwóch pewnych nam rzeczy – oprócz podatków, rzecz jasna. Śmierć w górach z reguły kojarzy się nam z nieszczęśliwym wypadkiem w trakcie wspinaczki. W Izerach, z uwagi na ich ukształtowanie i charakter terenu – raczej ciężko o tak tragiczne wydarzenia – a jednak. Choć nie była to śmierć typowo górska, godna największych alpinistów, to za każdym razem, gdy przypominam sobie o tych przypadkach – czuję dreszczyk grozy. Stawiam dolary przeciw orzechom, że o większości miejsc, o których opowiem, nie słyszeliście, a tym bardziej – nawet tam nie byliście.

Naszą podróż w czasie zacznijmy na wzgórzach między Kotliną, Krobicą, a Świeradowem.

Z prawej Kotlina, z lewej Świeradów, powyżej Krobica, a poniżej – droga na Sępią Górę

(…) co za skupisko nazw, prawda? Świerk Wisielców, droga na spaloną leśniczówkę, Karuzeplatz, Niezgodna, pomnik lesników i Skałki Zakochanych.
Najłatwiej dojść tutaj żółtym szlakiem: od Krobicy albo od strony Sępiej Góry.
Zima 1839 roku trzymała w najlepsze, gdy dwaj leśniczowie (Hirt i Christ) wybrali się na obchód po swoim rewirze (na grobach jest informacja o myśliwych, ale niedaleko stała leśniczówka, więc pewnie o nich chodzi). Z uwagi na porę roku zapewne nieśli przy okazji suchy prowiant dla mieszkańców lasu – towarzyszył im stażysta o nazwisku Frey. W pewnej chwili zobaczyli na śniegu ślady butów – o tej porze poza nimi nikogo nie powinno tam być. Zaniepokojeni postanowili więc podążyć tropami nieznajomego. Nagle wyrósł przed nimi nie kto inny, jak kłusownik Kurz. Akcja trwała dosłownie kilka chwil – gwałtowna wymiana zdań i strach Kurza przed sprawiedliwością skutkowały strzałami z jego strzelby w stronę Hirta i Christa. Obaj nie mieli szans na przeżycie. Pozostał świadek – młody Frey, który mógł wszystko wygadać w miasteczku. Kurzowi został tylko nóż, którego nie zawahał się użyć, jednak Frey pod wpływem adrenaliny nie myślał długo i zbiegł zboczem do Świeradowa. Udało mu się, ale nie mógł popuścić zbirowi – wkrótce wraz z funkcjonariuszami ówczesnej policji dotarł do domu kłusownika (chata znajdowała się w początkowej części Czerniawy – jadąc od strony Orłowic – być może stoi nadal?). Spóźnili się – Kurz wisiał już na sznurze…Pamiątką po tych dramatycznych zdarzeniach są trzy kamienne pomniki, postawione w miejscu śmierci leśniczych, niedługo po dziewiątym lutego feralnego roku.

Tod der Revierjäger F. Hirt und Revierjäger J. Christ den 9 – ten Februar 1839.

26 lat wcześniej kończyła się epoka Napoleona. Rosjanie w kontrofensywie szli na Zachód, a sporo kozackich oddziałów krążyło w okolicach Gryfowa Śląskiego, Wlenia i Jeleniej Góry, siejąc strach i zniszczenie. Jeden z zapewne zwiadowczych oddziałów musiał zapędzić się w dzikie ostępy Gór Izerskich. Torfowiska Izerskie stanowią samo serce tych gór – to rejon nawet dzisiaj dosłownie niedostępny, nawet dla wprawionych turystów, a co dopiero 200 lat temu, gdy nie było jeszcze tylu wytyczonych dróg i szlaków. Torf potrafi być naprawdę głęboki i nie zdziwiłbym się, gdyby utonął w nim kozak wraz z koniem – a tak pewnie się stało… Jedyną pozostałością po nich są dwie nazwy: ruskie krzyże i rosyjski grób (przetłumaczone z czeskiego). Obecnie to teren rezerwatu przyrody, ale z tego, co wiem – nie ma tam już żadnych śladów pochówku…albo raczej śmierci kozaków.

Od „cywilizacji” do zaznaczonego miejsca jest co najmniej godzina drogi piechotą

Przejdźmy chronologicznie do kolejnej historii, która miała miejsce w 1933 roku (skąd kojarzymy tę datę…) na zachodnich zboczach góry Smrk. 27.stycznia, w piękny zimowy dzień, Adolf (co za imię, o zgrozo) Pech (a nazwisko nie lepsze) – leśniczy z Novego Mesta pod Smrkiem – jak zawsze patrolował drogi na południe od miasteczka. Zimową scenerię wybrali sobie również uczestnicy polowania na jelenie. Nie znam szczegółów, czy byli to zwykli myśliwi, czy kłusownicy (źródła mówią o uczestnikach polowania, więc jednak raczej pierwsza opcja). Pewne jest jednak, że leśniczy Adolf został  w trakcie polowania ciężko ranny (czy pomylili Adolfa z jeleniem, czy może czysty przypadek?) i czym prędzej (w tamtym czasie nie było aut terenowych GOPR, czy helikopterów górskich) zwieziony do szpitala w czeskim Frydlancie (kilka kilometrów na zachód). Wyobraźcie sobie akcję ratunkową w tamtym czasie, w zimowych warunkach, po zasypanych śniegiem dróżkach izerskich. Nazwiska nie wybiera się, ale pan Pech może mówić o wyjątkowym pechu w łowisku…

Jedynym śladem po tragicznym polowaniu jest kamienna tabliczka w miejscu śmierci pana Pecha

Ostatnim miejscem, w które zabiorę Waszą wyobraźnię, jest wieś Gross-Iser (Skalno). Obecnie to miejsce nazywa się Halą Izerską albo okolicami Chatki Górzystów. Jeszcze 80 lat temu ten teren przypominał sielską, alpejską wioskę w samym sercu gór. O wiosce Wielka Izera opowiem Wam jednak innym razem. Teraz chciałbym cofnąć się w czasie do maja roku 1945. Wojna już praktycznie była zakończona. Pozostałości niemieckich wojsk, maruderzy i ci, którzy do końca wierzyli w powrót tych ziem do Rzeszy, kryli się w lasach, atakując co i rusz polskich osadników. Formalnie front kończył się na linii Lubań – Gryfów Śląski – Jelenia Góra. Wiadomo jednak, że rosyjskie oddziały zapędzały się wyjątkowo znacznie dalej. Jako, że wojna już wygasła, wystarczyło Rosjanom po prostu przejechać przez Gryfów, Mirsk i Świeradów. Czy na pewno jednak wystarczyło? Nie do końca. Rosjanie dysponowali po pierwsze mapami tych terenów, a po drugie – zwiadem lotniczym. Pewnie o wioskę Gross-Iser dopytali się w Świeradowie, ale na pewno sami wiedzieli, że taka miejscowość znajduje się niedaleko, w górach. Postanowili przekonać się, co ciekawego jest tam do splądrowania. 11.maja radziecki patrol nawiedził wioskę. Oczywiście nie obyło się bez kradzieży i innych, budzących dreszcze, historii. Złupili i spalili domek myśliwski Schaffgotschów. Wyjątkowo nie spodobał im się gospodarz tutejszego schroniska – Gross-Iser Baude – Paul Hirt. Nie poczęstował alkoholem? Nie wydał kosztowności? Był Niemcem? Patrzył z przekąsem na „gości”? Tego już się nie dowiemy. Rosjanie wyciągnęli go za fraki ze schroniska i rozstrzelali na miejscu. Mówi się o nim, że był ostatnią ofiarą wojny w tej wiosce, a pewnie i w całej okolicy. Jego pamięć przekazują sobie kolejne pokolenia turystów odwiedzających Chatkę Górzystów (o której mieliście przyjemność czytać w poprzednim newsie). Niewielki głaz z pamiątkową tablicą tworzy dość niepozorny, ale już stały element krajobrazu izerskich łąk.

Paul Hirt – ostatnia ofiara wojny

O ludziach tych już nikt nie pamięta, nie zapali świeczki – chociaż akurat grób Paula Hirta ma to szczęście, że czasami stoi tu jakiś znicz, ale gdyby znajdował się gdzieś w leśnych ostępach izerskiej głuszy – czy ktoś pofatygowałby się do niego? „Bohaterowie” tych historii byli przykładem, że nawet w tak rajskiej krainie, jaką są dzisiaj Góry Izerskie, w przeszłości dochodziło do tragicznych zdarzeń, które dzisiaj zapewne wstrząsnęłyby mediami.

Źródła:

https://dolny-slask.org.pl/4995779,foto.html

http://goryiludzie.pl/mapy-online/gory-izerskie

http://www.izera.pl/bagno.html

http://jizerpom.wz.cz/detail.php?id=59

http://www.portalsudecki.pl/ciekawostki/historia/33-gross-iser

http://swieradowzdroj.pl/upload/notatnik/notatnik__wieradowski___maj_2014.pdf